Najbardziej wyrafinowana dyskusja najwybitniejszych intelektualistów wydaje się niczym wobec monologu Natury. To dlatego uwielbiam być sam o świcie. Gdy wokół żywej duszy.
Czasem próbuję wyobrazić sobie dyskusję z tuzami
tego świata, na przykład z noblistką Wisławą Szymborską, której błyskotliwe
skojarzenia i zdolność operowania słowem budziły nie tylko zachwyt, ale i
respekt. Czy z introwertyczną obrończynią Puszczy Białowieskiej, Simoną Kossak,
nad której sagą pochylam się od tygodni, próbując zrozumieć, w czym rzecz…
Czy miałbym szansę rozmawiać z nimi jak równy z
równym? Gdybym na przykład wygrał konkurs, w którym nagrodą byłaby uroczysta
kolacja w ich towarzystwie?...
Mając wątpliwości, myślę wówczas, że jedynym
ratunkiem przed ucieczką w banał byłaby zmiana entourage’u… Świt na Helu… Wschód słońca nad Łyną albo nad Wisłą… Symfonia
Lasu Warmińskiego wiosną… Brzask na szczycie Trzech Koron…
W takim otoczeniu słowa, finezyjne uwagi,
intelektualne podniety przestają cokolwiek znaczyć. Natura przemawia całym
swoim jestestwem i przenika do myśli wszystkimi dostępnymi zmysłami. Świat
zewnętrzny przegląda się w naszej świadomości niczym my sami w lustrze… I jest
to tak zajmujące, że słowa stają się zbędne, a błyskotliwa rozmowa, nawet prowadzona
szeptem, zdaje się trywialna…
To właśnie powód, dla którego o świcie chcę być
sam.
Nie wiem, czy Wisława Szymborska zechciałaby
dyskutować, nie używając słów. Już prędzej Simona Kossak, dla której
Puszcza Białowieska stała się emanacją kosmosu…
Dla większości z nas Natura jest niewygodna. Trawa
twarda, wilgotna, pełna dokuczliwych insektów… Woda nieprzenikniona, głęboka, pełna pułapek, zdradliwych mielizn i głębin…
Las groźny, skrywający
żmije, trujące grzyby, uschnięte konary wiszące nad głową niczym miecz
Damoklesa, groźne i nieprzewidywalne (w naszej pokręconej imaginacji) zwierzęta…
Gdyby Natura była wygodna, ludzkość nie wymyśliłaby
architektury, do której łatwiej się dostosować…
I czy kobiety potrafią obyć się bez słów?...