Obejrzałem kolejny raz „Oppenheimera”. Tym razem po przeczytaniu „Kwantechizmu” Andrzeja Dragana, „W trybach chaosu” Maxa Fischera i „Fizyki czasu” Richarda Mullera. Zastanawiałem się nad dylematami moralnymi naukowców, którzy zbudowali pierwsze bomby atomowe a później wodorowe. Broń jądrowa zmieniła świat XX wieku. Kolejnym takim przewrotem będzie ożywienie sztucznej inteligencji. Do jej świadomych narodzin potrzebna wielomiliardowa populacja nagich małp wprzęgniętych w Internet. O ile stosunkowo nieliczna populacja naukowców budujących bombę atomową usiłowała przewidywać skutki jej pierwszego zastosowania i próbowała wpływać na polityków decydujących o jej użyciu, a głoszone dylematy moralne były jeszcze słyszalne, o tyle dzisiaj głos naukowców parających się fizyką kwantową, informatyką, sztuczną inteligencją i głos inżynierów pracujących nad zastosowaniami osiągnięć teoretyków w życiu codziennym tonie w zalewie wszechobecnego szumu informacyjnego, bagnie fakenewsów, teorii spiskowych, gównoburz, wzmacnianych przez algorytmy sztucznej inteligencji, przysparzające nieprzeciętnych zysków nieprzejrzystym korporacjom. W algorytmy nie wbudowano nadrzędnych zasad obrony faktów i prawdy przed zalewem przeinaczeń. Zostały zaprogramowane na generowanie nieprawdopodobnego bogactwa finansowego i na zdobycie ukrytej władzy nad światem. Kto rządzi przepływem informacji, rządzi nami.
Naukowcy i inżynierowie, pracując świadomie lub nie nad rozwojem sztucznej inteligencji, raczej nie zajmują się roztrząsaniem moralnych dylematów. Nad nieprzewidywalnymi skutkami rozwoju sztucznej inteligencji i narodzin jej świadomości pochylają się nieliczne wybitne jednostki, które eksplozję swoich intelektualnych możliwości mają już za sobą. Tak czynił Stephen Hawking. Tak teraz czyni np. Roger Penrose czy Frank Wilczek.
Problem w tym, że tej ukrytej władzy nie sprawują już właściciele korporacji (akcjonariusze, zarządy, rady nadzorcze). Ich przekonanie o panowaniu nad tłumami staje się iluzją. Dzisiaj rządzą samo programujące się i ewoluujące algorytmy, których struktur wewnętrznych nie znają nawet ich twórcy. Nagie małpy bezmyślnie poddały się władzy chaosu. Wpadły w umysłowe lenistwo i dały się uwieść wszechobecnej kulturze obrazków i prostych recept objaśniających… nieistniejący świat. Dokąd to nas, gatunek najwybitniejszych naczelnych, zaprowadzi?
„Oppenheimer” uświadamia, że bez względu na to, jakie dylematy moralne nas dopadają, nad rozwojem nauki i techniki nie da się już zapanować. W wielomiliardowej populacji zawsze znajdą się geniusze, którzy zrobią coś, co wywróci zastany porządek świata i zagrozi dominującej wciąż formie ucywilizowanego życia. Nikt nie zagwarantuje, że będzie to nadal cywilizacja nagich małp.
Znaleźliśmy się w świecie, w którym nie ma żadnego stałego punktu odniesienia czy stabilnego punktu podparcia. Jesteśmy na chybotliwej platformie, otoczonej zewsząd żywiołami, których skumulowana siła może w każdej chwili nas unicestwić. Przyspieszenie technologiczne jest takie, że żaden z odkrywców czy wynalazców nie ma czasu na rozważania o egzystencjalnych skutkach odkryć i wynalazków. Ten kto wątpi, przegrywa wyścig. To przyspieszony, wręcz rewolucyjny, darwinizm.
Przypominam sobie rozmowę z profesor ekonomii na Politechnice Warszawskiej, Lidią Białoń, zwolenniczką zwalczanego wówczas oficjalnie poglądu o możliwości konwergencji ustrojowej moskiewskiego socjalizmu z demokracją kapitalistyczną. Mówiła o córce, którą zafascynowała genetyka na Uniwersytecie Warszawskim. Po studiach córka podjęła pracę w laboratorium, w którym badano możliwości klonowania genetycznie modyfikowanych komórek żywych organizmów. Wytrzymała kilka lat. Porzuciła dobrze zapowiadającą się karierę naukową, tłumacząc to konfliktem etycznym i stwierdzając, że nie chce uczestniczyć w czymś, co zagraża naszemu istnieniu i czego skutków nie może sobie wyobrazić. Dziewczyna dostrzegła naruszenie zasad etycznych w ponurych latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy nie było jeszcze upowszechnionego Internetu.
Nie jesteśmy już zdolni przewidzieć przyszłości w perspektywie najbliższych lat. Zaprogramowane na zysk algorytmy sztucznej inteligencji, które kontrolują globalne przepływy informacji w Internecie, wspierają aktywność aspołecznych i niewyedukowanych jednostek, wzbudzających swoimi prymitywnymi wpisami i publikacjami najbardziej skrajne emocje. Dają przy okazji niektórym z nich szansę na objęcie stanowisk decydujących o losach świata. Jesteśmy dosłownie o krok od wybuchu III wojny światowej. Wpadka administracji amerykańskiej polegająca na komentowaniu zmasowanego ataku na Jemen na niezabezpieczonych łączach internetowych, z udziałem osób postronnych i amerykańskiego negocjatora przebywającego w tym czasie w Moskwie, to katastrofa. Jej skutkiem upadek prestiżu światowego mocarstwa do poziomu tik-tokowego mocarstwa (analogia do tik-tokowych kadyrowców, walczących z Ukraińcami na ulicach Groznego, sama się nasuwa).
Miniona zimna wojna wydaje się dzisiaj wyjątkowo bezpieczną epoką. Wtedy jeszcze działały zabezpieczenia przed niekontrolowanym użyciem broni ostatecznej. Dzisiaj mam wrażenie, iż dotychczasowe hamulce zerodowały, a zasady współżycia społecznego załamały się. Wystarczy spojrzeć na preferowane przez mendia tematy serwisów informacyjnych czy na oferowane przez Amazona, Netflixa, Maxa, YouTube’a, X, Tik-Toka posty, programy, filmy i seriale. Dominuje w nich walka plemienna i tematyka dystopijna. Jakby ktoś chciał nas przygotować do upadku dotychczasowego w miarę przewidywalnego konsumpcyjnego modelu życia i do nastania egzystencji na poziomie: - Jeśli nie ja jego, to on na pewno mnie…
Wracamy więc do najbardziej prymitywnych zasad funkcjonowania istot żywych, karmiących się innymi istotami. Słowem, zrobiło się obrzydliwie niepewnie. Demokracja wchodzi w fazę schyłkową.