Groznjan - Grisignana |
Groznjan
(po włosku Grisignana) to tysiącletnia ufortyfikowana wioska na wzgórzu u
nasady półwyspu Istria, nieopodal granicy ze Słowenią, będąca centrum gminy o
tej samej nazwie, liczącej raptem niecały tysiąc mieszkańców: w połowie
Włochów, w jednej czwartej Chorwatów, w jednej czwartej Istryjczyków
(mieszkańców, którzy nie chcą zaliczać się ani do Włochów, ani do Chorwatów).
Wejście do bohemy? |
Wieś,
niegdyś jeden z ważniejszych punktów na mapie republiki weneckiej, jest dzisiaj miejscem artystów. Przynajmniej
za taką uchodzi. Osiemdziesięciu stałych mieszkańców przypada na 200 galerii o
zadęciu artystycznym.
Widok na doliny wokół Grisignany |
Podjeżdżaliśmy
do Groznjan’u mozolnie, pokonując zygzakowatą drogę wśród chaotycznej zabudowy,
między egzotyczną śródziemnomorską roślinnością. Od czasu do czasu otwierał się
jakiś zamglony widok na mokre doliny wokół miejscowości.
Wejście do Groznjan'u |
Trafiwszy
na parking obok starego romańskiego kościoła, poszliśmy do centrum
wyasfaltowaną ulicą wzdłuż murów i starych cyprysów, by zanurzyć się w artystycznej
nostalgii.
Czas po prostu zwolnił |
Czas po prostu zwolnił.
Nic
tutaj nie czekało, oprócz spaceru między starymi domami o kruszejących ścianach
z cegieł lub wapiennych kamieni i sypiącego się tynku. Wszędzie było blisko.
Galeria na galerii, zobojętniali sprzedawcy, znudzeni kelnerzy obok wejść do pustych
restauracji...
Goście
spacerujący uliczkami, wypełniający podwórka, fotografujący, dzwoniący z
komórek, snujący się zaułkami artystycznej wioski, które choć urocze, nie nadają
się do fotografowania z powodu odstręczającej wszędzie pajęczyny drutów doprowadzających
prąd do posesji.
Ryszard
Kapuściński uznawał owe rozwieszone nad chodnikami i wąskimi jezdniami starych
czy nowych zabudowań pajęczyny za dowód mentalnej przynależności mieszkańców miejsca
do trzeciego świata, gdzie ludziom zależy przede wszystkim na zaspokojeniu
elementarnych potrzeb a nie na estetyce – potrzebie wyższego rzędu.
Po
obejrzeniu kolejnej galerii, nie wywołującej żywszych wrażeń, z aparatami w
futerałach, zabierając się do wyjścia, usłyszeliśmy złośliwy komentarz po
chorwacku:
-
Tylko fotografują. Żadnych zakupów. Turystyczna biedota.
Pomyślałem,
że nie wydałbym złamanej kuny na owe „artystyczne” dzieła. Nie odpowiedziałem
na zaczepkę, wszak byłem przejezdnym gościem, który jutro zapomni, że tu był. Żaden
z eksponatów nie pobudził zmysłów w półmroku pomieszczeń i w aurze pełnego mgły
i mżawki dnia.
Największe
wrażenie robił krajobraz wokół Groznjan’u: nostalgiczny, pochmurny, mokry, pełny
mgły gaszącej wrażenia... Cóż. Bywa i tak.
O
wiele ciekawiej było w Buje, ale to odrębna historia.
Reszta spaceru po Grisignanie.