Zamiast recenzji „Ludzi dnia wczorajszego” – „Strzępy
spowiedzi” Augusta Klemensa Popławskiego.
O potrzebie wiary.
„Pamiętam mego ojca, on również wierzył, że
Niemcy przegrają, a na Warmię przyjdzie Polska.
Pamiętam moją matkę – ona całe życie trzymała
się wiary – tej katolickiej i „tutejszego” ideału życia.
Pamiętam niemieckich komunistów z ich pobytu w
obozie koncentracyjnym Sachsenhausen. To właśnie wiara utrzymywała ich tam przy
życiu. Wiara w słuszność sprawy, w jej ostateczne zwycięstwo…
Tak więc człowiek nie może żyć bez wiary, bo
wiara jest owocem bezsiły rozumu i wrodzoną potrzebą ludzkiego serca.
Właśnie ta wiara skłoniła mnie do napisania
tej książki.
Dziś wiem jedno – nie można naginać
teraźniejszości do ideowych wyobrażeń przeszłości. Choćbyś chciał, to dnia
dzisiejszego nie przeskoczysz. Czasy przyszłe dopiero nadejdą. Przyjdą do nas
same. Życie nie znosi gwałtu, życie ma swoje prawa i swoją ciągłość. Gdzieś tam
na szczycie chciano przerobić tutejszych ludzi na ideowych komunistów, a
okazało się, że zrobiono z nich Niemców.”
O braku wiary.
„Gdy szczęśliwie powróciłem z wojny, miałem
żonę, dzieci, mieszkanie i stanowisko, a w dniu jej urodzin odwiedziłem ją w
Morgach, rzekła:
- Synu, co ja powiem Bogu, gdy mnie zawoła
przed swoje oblicze, co ja Jemu powiem, gdy mnie zapyta: a co z twoim synem?
A ja jej odrzekłem: „Mamo! Pan Bóg, jeśli
jest, jest mądrzejszy od nas wszystkich. Nie będzie cię obciążał winami twego
syna. Zrobiłaś, co mogłaś. Modliłaś się najpokorniej jak tylko mogłaś by Bóg go
oświecił. Dawałaś na mszę świętą za jego nawrócenie. I nic nie pomogło. To
teraz zostaw mnie! Ja wierzyć nie potrafię (…), po prostu nie umiem. Moją wiarą
stała się nauka i prawo do myślenia. Chcę poznawać i wiedzieć, a nie ślepo
słuchać, co księża gadają. I Chrystus, póki żył, był też tylko człowiekiem.
Może mądrzejszym, pełnym miłosierdzia, ale też tylko człowiekiem. Częstokroć
lepszym od nas, doskonalszym, ale tylko człowiekiem. Nikt, kto kiedykolwiek żył
na ziemi, bogiem nie był, a był tylko człowiekiem.”
Czytając ten fragment „Ludzi dnia
wczorajszego” pomyślałem o księdzu Franciszku Malinowskim z Butryn i ks. prof.
Józefie Tischnerze, i o Gabrielu Marcelu, francuskim filozofie, jednemu z
najważniejszych przedstawicieli egzystencjalizmu chrześcijańskiego od „pozwól
drugiemu być”.
O wierze w przeżycie.
„Więzienie, chociaż trudne, spłynęło po
wierzchu, dopiero obóz koncentracyjny wypruł ze mnie flaki. Więzienie dręczyło
niepewnością, trapiło samotnością, ciążyło duchowo, lecz obóz to zagłada
fizyczna. Tu nie było miejsca na przeżycia duchowe. Była to (…) brutalna walka
o „nagie życie”. Po tym obozie koncentracyjnym odnalazłem siebie dopiero po
latach prawie czterdziestu. Jakbym zaskorupiał (…) wszystko ze mnie uleciało,
pozostał tylko szkielet (…). Ale wtedy, gdy ten pocisk ciężkiego kalibru
rozerwał się u wylotu jamy i całkiem mnie zasypało, że ledwo się odgrzebałem saperką
(…), gdy sądziłem już, że mnie nie ma, ktoś do mnie z zewnątrz czy wewnątrz w
środku zawołał:
- „Wyżyjesz! Nie bój się, wyżyjesz! I
napiszesz książkę o tej swojej Warmii!”
I to przekonanie, że wyżyję, nie opuszczało
mnie do końca wojny.
Mama nazywała takie rzeczy nawiedzeniem, a
mnie wtedy coś tknęło, jakby olśniło, uspokoiło duchowo tak bardzo, że nigdy
już w życiu tak mocno się nie bałem. Odtąd nie wahałem się przed żadną decyzją.
Po prostu wiedziałem, każda droga zaprowadzi mnie do domu.”
O wyśnionej Polsce, która nie nadeszła.
„Gdyby Polska przyszła tu w 1920 roku, wszyscy
, no prawie wszyscy, byliby Polakami. Tak się jednak nie stało. Polska przyszła
na pięć minut przed dwunastą i nie przyszła ta znana Polska. Przyszedł
socjalizm. Lecz któż z tutejszych upierał się przy kapitalizmie?
Pragnęliśmy
tylko poszanowania uczuć patriotycznych, forma władzy była nam obojętna, nic
przeciw niej nie mieliśmy, absolutny brak rozeznania. Skąd zresztą u tych
chłopskich synów miało się wziąć rozeznanie, skoro całe życie trzymali się
pojęć najprostszych, zrodzonych i wyrosłych w walce i przetrwanie tutejszości.
Skoro komuniści niemieccy w obozach
koncentracyjnych mieli do nas niemieckich Polaków znaczne zrozumienie i stawali
nawet w naszej obronie, to dlaczego tego zrozumienia nie wykazali komuniści
polscy? Dla komunistów niemieckich byliśmy sojusznikami w walce z faszyzmem,
lecz w Polsce po wygranej wojnie, sojusznik taki okazał się niepotrzebny i
synowie ubogich chłopów stali się wrogami klasowymi.
„Tutejszość” nikomu nie
zagrażała, przeciwnie – uczyła poszanowania dla matki ziemi, a kto szanuje
własną matkę, szanuje matki innych.
Nam nie przyszło umierać w osamotnieniu, nam
przyszło samotnie żyć!”
Podobnie myślał Karol Małłek, dożywając swoich
dni w Krutyniu. Nawet Igor Newerly, który z nim się przyjaźnił i usiłował na
swój sposób chronić przed zakusami ortodoksyjnych towarzyszy partyjnych i nadgorliwców
ponurego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, nie był w stanie obronić
sprawy mazurskiej Karola Małłka.
Szkoda, że August Popławski zaczął pisać o
„tutejszości” tak późno. Jeszcze bardziej szkoda, że jego autobiografia nie
ukazała się o pokolenie wcześniej. Historia nie jest czarno-biała i gładka
niczym lustrzana tafla. To labirynt życia widziany przez każdego z nas inaczej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz