Dlaczego
lubię jeździć na Hel?
Mgnienie oka |
Nie zdążyłem |
Wyjaśnię słowami Mariana Mokwy – artysty przypisanego morzu – z którym miałem zaszczyt rozmawiać aż dwa dni, starając się nie uronić ani słowa z jego niezwykłych wynurzeń. Byłem wówczas mocno zaskoczony, że poświęcił mi – nieopierzonemu studentowi – tyle uwagi.
To ta chwila, dla której tracę głowę |
Zwano
go kaszubskim Matejką. Wystawiał w kraju i za granicą – od Kościerzyny
począwszy, przez Gdynię, Warszawę, Lwów, na Berlinie, Chicago, Londynie i
Sydney skończywszy. Większość z ponad stu ważniejszych wystaw zorganizowano
przed II wojną światową.
Słońce i bezkres |
Chciał
urzeczywistnić ideę powszechnego stowarzyszenia przyjaciół morza, wzorując się
na cesarskim Flottenverein – nieskutecznie.
Powojenne towarzystwo marynistyczne powstało już bez jego udziału i stało się
domeną literatów a nie malarzy morza.
Czym są moje problemy w obliczu takiego widoku? |
Cieszył
się szacunkiem, miał listy gratulacyjne od najwyższych władz, krzyże:
Komandorski i Oficerski Orderu Odrodzenia Polski… i zaprawione goryczą
reminiscencje dziewięćdziesięcioletniego życia.
Vincent van Gogh by tego nie wymyślił. |
Jakim
je widział w obliczu nadchodzącego kresu?
Sopocka „Adelajda”, w której mieszkał,
była okazałą willą. Otaczał ją ogród urządzony na leśnej skarpie. Z okien
poddasza widać było Zatokę Gdańską, przebłyskującą pomiędzy konarami drzew.
Samotny morski lotnik |
Zamyślenie |
Nie potrafił zrozumieć, dlaczego ktoś
napisał w księdze pamiątkowej jednej z wystaw: Dziwię się, że malarz tak zdolny jak Marian Mokwa zajmuje się tak
nieciekawym tematem jak morze.
Mówił:
- Morze jest nieciekawe?! To żywioł
nieobliczalny. Nie wiadomo – bać się go, czy podziwiać. Morze jest obdarowane
tak wielkim bogactwem charakteru i urody, że nawet ja, po wielu latach
obserwacji, bywam jeszcze zaskoczony. Ale nie przed każdym otworzy duszę. Ów
człowiek nie przeżył olśnienia. Nie on jeden…
Helskie mewy o świcie |
A potem zaczął swoją niezwykłą wędrówkę
przez czas:
- W Stambule gościłem przez pewien czas
u Ratyńskich. Mieszkałem w domu zbudowanym wedle starogreckich kanonów.
Przebywał w nim swojego czasu Adam Mickiewicz, co mnie, młodego jeszcze
człowieka, wbijało w uzasadnioną dumę. Tam poznałem Sulima de Radziwonowicz
beja, szlachcica z Podola, szwagra doktora Ratyńskiego. Pewnego wieczoru
zaczęliśmy rozmawiać o moim malarstwie.
Zachód słońca widziany z Jastarni |
Wspomniałem o ukończonym właśnie
pejzażu przedstawiającym – nie bałby się użyć tego określenia – poetycki zachód
słońca nad Złotym Rogiem (zatoką przyległą do Bosforu). Radziwinowicz obejrzał
obraz i powiedział z pewną dezaprobatą: - Wy
artyści zawsze musicie wszystko upiększyć. Mieszkam tu czterdzieści lat, ale
takiego widoku nigdy nie oglądałem. Wasza fantazja robi ten świat daleko
cudowniejszym niż jest w rzeczywistości.
Poczułem się dotknięty. Powiedziałem, żeby
przyszedł jutro w to samo miejsce porównać pejzaż z misterium wieczoru.
Zjawił się o umówionej godzinie, długo
patrzył na obraz i na słońce nisko zwieszone nad horyzontem. Sposępniał na
twarzy, zamyślił się. Wreszcie powiedział do mnie: - Wczoraj jeszcze sądziłem, że pan przekroczył granice piękna. Teraz
widzę, jak bardzo się myliłem. Natura morza jest wspanialsza nawet od pańskich
akwarel…
Ktoś nie pękał, skoczył nad poziomy |
Obrazy Mariana Mokwy frapują kolorystyką
i nastrojem. Zdają się przemawiać poszumem morskich fal, owiewać twarz słonym
wiatrem, albo koić bezkresną zadumą.
Jastarnia |
Artysta nie związał się jednak z morzem
li tylko z samej fascynacji jego naturą. Urodził się na Kaszubach, w czasie,
kiedy polskość trwała przede wszystkim w ludzkich sercach i rodzinnych
tradycjach. Dlatego też, jeśli mówił o własnych losach, ujawniał motywy bycia
malarzem marynistą, nieuchronnie wracał myślami o rodzinnych okolic Jeziora
Wdzydzkiego i do dziadkowych nauk.
Pochmurny Gdańsk |
- Miłość do ojcowizny – kontynuował
swoje zanurzenie w przeszłości – to wrodzona rzecz. Ten kąt jest częścią mojej
istoty. Mógłbym powiedzieć – to ja sam. Żyłem bardzo blisko natury. Ciągnęło
mnie tam. Moim najlepszym przyjacielem był stary, omszały głaz Stolem. Jemu
powierzałem swoje tajemnice… Kochałem drzewa, jałowce, zwierzęta… Dziadkowi
zawdzięczam umiejętność obserwacji świata. Umiał przemówić do mojej wyobraźni,
czy to odkrywając przede mną tajniki przyrody, czy strofując za kłosy
niedojrzałego żyta zrywane na polu sąsiada. Kiedy tylko przyjeżdżałem ze
Starogardu, gdzie chodziłem do niemieckiego gimnazjum, biegłem najpierw do
niego, a potem do rodziców. Nikt mi tego nie miał za złe.
Długi Targ gdański |
Któregoś dnia przyjechałem do domu i
postanowiłem pochwalić się wiedzą wyniesioną ze szkoły. Z przyzwyczajenia
poszedłem najpierw do dziadka przywitać się. Pocałowałem go rękę i powiedziałem
wesoło, niczego nie przeczuwając: - Guten
Tag, Grossvater!
W dziadka jakby piorun strzelił: - Tego się uczyłeś w szkole?! Niemczyzny?!
Śmiesz do własnego dziadka mówić językiem wrogów?!
Strasznie krzyczał. Myślałem iść z domu
gdzie bądź, byle zejść dziadkowi z oczu. On widząc, że mi się na płacz zbiera,
wziął mnie za rękę, zaprowadził nad jezioro i spytał: - Widzisz ten las, tę wodę, te pola?
- Tak
dziadku.
-
To wszystko, co widzisz, to Polska. Masz jej bronić przed zniemczeniem. Zrobisz
tak, jeśli będziesz żył i kształcił się dla niej. Pamiętaj. Gdziekolwiek się
znajdziesz – jesteś Polakiem. Nie wypieraj się tego. Obojętne, czy będą cię
krzywdzić z tego powodu, czy nie. Tylko Polacy
mogą na tym polu, jeziorze, w lesie odrodzić wolną Polskę. Nigdy o tym
nie zapomnij. Póki pamiętasz – Polska jest w tobie. Zapomnisz – Polska umrze.
Widok z Jastarni |
Tak mnie wychowywały Kaszuby. Myślę
dziś, że gdyby Wybicki nie urodził się tutaj, nigdy nie napisałby: - Jeszcze Polska nie umarła, kiedy my żyjemy…
Marian Mokwa patriotyzm wyniósł z domu,
ale historię polskiej obecności nad morzem poznał dopiero w Turcji – dzięki
bratu wielkiego wezyra, Ahmedowi Moukhtar Paszy, który dowodził oddziałami
tureckimi w Macedonii i, sprawując pieczę nad Muzeum Wojskowym w Stambule,
studiował pasjonujące go dzieje Rzeczypospolitej. Tam artysta pojął, jak mało
uwagi Polacy poświęcali sprawom morskim. Przysiągł sobie wtedy wszystkie siły
poświęcić morzu.
Szukając bursztynu |
Gdynia stała się wielką przygodą Mariana
Mokwy. Wspominał dni goszczenia w Adelajdzie Eugeniusza Kwiatkowskiego i
Tadeusza Wendy. Dyskutował wówczas z nimi gorąco o planach budowy portu i
miasta. Wiedział, że gdańszczanie odniosą się wrogo do tej wielkiej inwestycji.
Znał ich przecież z lat poprzedzających wybuch I wojny światowej i z lat
rewolucji niemieckiej.
Rybacy dobili do brzegu |
Artysta zapragnął stworzyć w Gdyni
prężne środowisko marynistyczne. Gościł uczniów sławnego Ajwazowskiego:
Włodzimierza Nałęcza, Jaksę-Małachowskiego, Lindemana. Współpracował ze
Szwanebachem z Wilna i Franciszkiem Szwochem z Warszawy. Opiekował się Antonim
Suchankiem w pierwszych latach jego twórczych doświadczeń, widząc w nim wielki
talent. W 1924 roku pod osobistym patronatem Józefa Piłsudskiego wystawił w
Zachęcie obrazy poświęcone tematyce morskiej. W latach dwudziestych ubiegłego
wieku finansował i wydawał czasopismo literacko-artystyczne „Fale”. Na jego
łamach współpracował z generałem Mariuszem Zaruskim, Radosławem Krajewskim,
wówczas redaktorem odpowiedzialnym, z Franciszkiem Sędzickim – poetą kaszubskim.
Fraktale bałtyckie |
Fraktale |
Woda maluje światłem |
Nad łodzią pełną ryb |
W latach trzydziestych ufundował Gdyni
Galerię Morską, w której wystawił na stałe cykl 44 monumentalnych obrazów
poświęconych morskiej historii Polski, przedstawiających sceny historycznych
pobytów na Wybrzeżu królów polskich: Bolesława Chrobrego, Bolesława
Krzywoustego, Stefana Batorego, Zygmunta III Wazy, Władysława IV; portrety
kaprów i ludzi w szczególny sposób kojarzonych z morzem: Josepha Conrada,
Mariusza Zaruskiego, Tadeusza Wendy.
Samotność w bezkresie |
W obrazach utrwalił również epizody
zlotów słowiańskich rybaków pod kazalnicą Olafa na Bornholmie, zjazdów Pomorzan
na skalistym przylądku Arkona na Rugii, gdzie przed wiekami stał gród
słowiański ze słynną świątynią Świętowita. Uwiecznił pierwsze zaślubiny morza w
odrodzonej Polsce, batalie morskie pod Oliwą ze Szwedami i na Zalewie Wiślanym
z Krzyżakami; statki i okręty – drogocenne historyczne symbole marynarki
wojennej i handlowej, stare porty w czasach ich dawnej świetności. W
pomieszczeniach galerii organizował wystawy marynistyczne, przedstawienia
teatralne, odczyty i prelekcje, na które zapraszał co znamienitszych
przedstawicieli kultury polskiej. Był w swoim żywiole, spełniając dziadkowe
marzenia.
Wschodni kres Helu |
We wrześniu 1939 roku przeżył dramat.
Utracił dorobek całego życia: galerię, dom, obrazy, które spalono lub zrabowano.
Wielu przyjaciół już więcej nie zobaczył. Świat runął na długie 6 lat, a kiedy
się odrodził, stał się artyście jakby obcy.
Nostalgia |
Był świadkiem przełomu stuleci i kilku
epok historycznych, z których każda okazała się inna i nieporównywalna.
Gimnazjum, studia, podróże, rozgłos, Rady Ludowe i Żołnierskie, w których
zetknął się z doktorem Aleksandrem Majkowskim, propaganda morza – to wszystko
zamknęło się pomiędzy rokiem 1906 a 1939.
Plaża w Kuźnicy |
II wojna światowa odebrała artyście
bodaj najdynamiczniejszą stronę życia – pasję społecznego działania.
Zwierzał się:
- Ta wojna odmieniła ludzi. Sztukę też.
Myślę nawet, że sztuka odsunęła się od prozaicznego życia. Namalowałem wiele
obrazów przedstawiających wyzwolenie Gdańska i oddających klimat pracy
stoczniowców, rybaków, dokerów. Przecież to są ważkie przejawy naszego życia
nad Bałtykiem. I co? W pięćdziesiątym szóstym roku posłałem kilka obrazów na
jedną wystaw. Wszystkie odrzucono. Spytałem komisarza wystawy o powody, a on mi
na to dosadnie: - Tu jest ekspozycja
dzieł sztuki a nie akcja propagandowa.
Gdyby dzisiejsza sztuka służyła idei a
nie samej sobie, byłaby bogatsza w treści…
Zachód słońca nad Juratą |
Po wojnie zmienił się nasz stosunek do
morza. Potraktowaliśmy je mniej romantycznie. Zracjonalizowaliśmy spojrzenie na
morskie sprawy. Marynistyka straciła dawną siłę społecznego przekonywania.
Skupiła się na opiewaniu morskiego … no właśnie czego? Bo piękna to chyba
najmniej.
Światłem i cieniem malowane |
Molo w Juracie |
Spokój na końcu Helu |
Marian Mokwa pozostał wierny własnym
przekonaniom o sztuce. Nie odstąpił od swojej wizji morza – humanistycznego i
jakby niedzisiejszego. Z pokładu statku widział je ostatni raz w 1955 roku.
Fascynowała mnie stałość jego uczuć, których nie osłabiła dokuczliwość losu.
Wszak przez pewien czas odmawiano mu członkowstwa Polskiego Związku Artystów
Plastyków. Omijały go zaproszenia na powojenne zjazdy marynistyczne. Jego obrazów
nie dopuszczano do konkursów związanych z tematyką morską. Pomijano go w
wystawach o większym prestiżu. Wytykano mu tradycjonalizm i niechęć do
wszelkich eksperymentów malarskich. W gruncie rzeczy miano mu za złe jego
konsekwentną niezależność artystyczną. Nie doczekał reaktywacji Galerii
Morskiej – zmarł w 1987 roku po 98 latach życia.
Wrzesień |
Bolała go świadomość, że głośniej o nim
było za granicą niż w Polsce. Z przeobrażeń kolorów w jego obrazach dało się
odczytać wzloty i upadku ducha towarzyszące jego osobistym przeżyciom i
dramatom. Barwy z początkowych lat powojennych stopniowo traciły soczystość na
rzecz tonacji łamanych szarościami, przygaszonych aż do monochromatyzmu. Pod
koniec życia artysta odzyskiwał z trudem wrażliwość na kolory.
Z mola w Jastarni |
Wyznawał:
- Uważam, że sztuka służy harmonii. Jest
środkiem społecznego wychowania. Malarstwo powinno przemawiać do ludzi w sposób
zrozumiały. Formalne eksperymenty same w sobie nie są dziełem, póki nie
przemówią do emocji. Nie wyobrażam sobie w marynistyce akademickich udziwnień.
Kieruję się intuicją. Imam się własnych sposobów wyrażania harmonii
poszukiwanej przez widzów…
Nowy sport |
Zachód nad Swarzewem |
Cisza |
Kiedy Leonid Teliga wrócił z rejsu dookoła świata,
postanowiono go obdarować czymś efektownym. Ktoś umyślił sobie wręczyć Telidze
obraz wzburzonego morza. Odradzałem. Nieskutecznie. Machnąłem ręką, dołożyłem
drugi i powiedziałem: - Niech sam
wybierze.
Miałem rację. Sięgnął po obraz
uspokojonego, rozfilozofowanego morza. Gdy zapytałem go później, dlaczego
wybrał ten, odparł: - Mam już dość fal i burz
w życiu. Dobiłem do brzegu. Chcę spokoju. Ten obraz mi go daje. Niech mam
pewność, że wypełniłem życie uczciwie, niczego z niego nie roniąc.
Dzień się zaczyna |
Na koniec zastanawiał się:
- Co dało mi malarstwo? Jednak mimo
wszystko szczęście. Ludzie szczęśliwi to ci, którzy przynoszą szczęście innym.
Artysta nie jest wielki jako artysta, lecz jako człowiek – w najlepszym
humanistycznym sensie. Bez tego nie będzie twórcą sztuki.
A co ja wyniosłem z tego niezwykłego
spotkania? Cóż. Niech mówią zdjęcia.
Strażnik wydm |
Rzeczywiście, te zdjęcia mówią wiele. Piękna historia wspaniałego artysty.
OdpowiedzUsuńWłodek
Dziękuję, Włodku. Napisałem o nim podczas studiów na Polibudzie. Miałem wtedy ciągoty publicystyczne. Pozdrawiam.
Usuń