MADERA
Madeira |
1. Lotnisko Cristiano
Ronaldo
Portowy Funchal z ogrodu botanicznego |
Mało kto już pływa na Maderę statkami. Wyjątkiem krążące po
archipelagu Makaronezji (Wysp Szczęśliwych) wycieczkowce, z których wczesnym
rankiem wylewa się kilkutysięczny tłum na ulice Funchalu, stolicy wyspy.
Lądowanie na lotnisku Cristiano Ronaldo |
Po wybudowaniu lotniska pod skalistym brzegiem Santa Cruz i
przedłużeniu pasa startowego, którego część osadzono kosztem ponad pół miliarda
euro na systemie potężnych żelbetowych słupów wyrastających z dna zasypanej
zatoki, co roku ląduje tutaj cztery miliony pasażerów. Cały obiekt budzi podziw.
Jest dowodem nieskrępowanej inżynierskiej wyobraźni. Skojarzył mi się z
największym lotniskowcem świata zacumowanym na stałe do skalistego wybrzeża.
Ścieżką podejścia nad Santa Cruz |
Lot na Maderę zaczął się kwietniową zimą. Start opóźnił się
z powodu zasypania samolotu mokrym śniegiem, który spłukano ze skrzydeł miotanym
z armatki strumieniem środków rozmrażających. Po sprawdzeniu działania slotów i
klap samolot pokołował na pas startowy. Po pięciu godzinach lotu nad Sudetami,
Bawarią, Szwajcarią; w sąsiedztwie Mont Blanc (akurat wystawał nad chmurami
spowijającymi Alpy – co za widok!); nad chłodniami kominowymi elektrowni
atomowej na wyspie w nurcie Garonny nieopodal Tuluzy; potem wzdłuż odległych
Pirenejów, nad Zatoką Biskajską, Hiszpanią, Lizboną i mnóstwem atlantyckiej
wody oddzielającej Maderę od brzegów Europy kapitan samolotu obwieścił początek
procedury lądowania w Santa Cruz. Wyjaśnił zasady podchodzenia do lotniska. Uprzedził
o możliwości odejścia na drugi krąg uspokajając, że to rutynowy manewr.
Lądujemy |
Trzeba przyznać miał dar operowania słowem. Im bardziej
uspokajał, tym bardziej byłem poruszony. Okoliczności sprzyjały wydzielaniu
adrenaliny. Obok siedzieli pasjonaci serialu Katastrofy w przestworzach (o wypadkach lotniczych) emitowanego
przez National Geographic. Podjęli temat. Słowem:
- Zrobił się horror.
W końcu jednak pomyślałem:
- Pilotom trudniej. Widzą, co się dzieje. W przeciwieństwie
do nich nie mogę wpłynąć na to, co się zdarzy. Czym więc tu się przejmować?…
Ulżyło.
Do odlotu sekundy |
Lotnisko oceniono jako trudne. Portugalczycy żądają od
pilotów dodatkowego przeszkolenia, zanim dopuszczą ich do lądowania na Maderze.
Granica wysokich gór i rozległej wody sprawia, że wiatr nie jest stabilny. W
trakcie podejścia do pasa potrafi zmieniać kierunek w całym zakresie róży
wiatrów. Piloci zachowują więc czujność i natychmiast korygują wszelkie
odchyłki od linii zejścia.
Start o świcie |
Lądowaliśmy po zatoczeniu półokręgu na wysokości Santa Cruz.
Kiedy wydawało się, że najtrudniejszą część manewru mieliśmy za sobą, samolot
pochylił się gwałtownie na lewe skrzydło… Ujrzałem budynek Vila Gale z basenem i hotelowych gości na leżakach… Po sekundzie równie
nagle się wyprostował. Już myślałem, że dotknie pasa prawymi kołami… Ale nie… Osiadł
równiutko, prawie bez wstrząsu. Wyhamował. Zaczął kołować do portu… Wysiedliśmy
na rozprażoną płytę… Zimowa kurtka z Warszawy wylądowała w rękach… Wspomnienie mroźnego startu ustąpiło wrażeniom podzwrotnikowej wiosny…
Powrót z Madery był bardziej kłopotliwy. Do dzisiaj nie
wiem, co było przyczyną opóźnienia. Według wcześniej wersji wyznaczony samolot
miał awaryjne lądowanie w Tuluzie; według późniejszej został ugodzony przez
piorun jeszcze na Okęciu i skierowany na diagnostykę w celu wykluczenia
uszkodzeń systemów pokładowych. Cóż. Życie bez przypadku byłoby nudne.
2. Coś dla spotterów
Vila Gale z promenady w Santa Cruz |
Hotel Vila Gale
został wybudowany stosunkowo niedawno. Foto-mapy w Google Earth, których nie aktualizowano od 2002 roku, pokazują w
tym miejscu nieistniejące boisko sportowe.
Vila Gale z placu zabaw za potokiem |
Przyznano nam pokój od strony oceanu. Do plaży pokrytej
bułami wygładzonych szarych kamieni jest raptem kilkadziesiąt metrów przez lokalny
deptak w szpalerze ostrzyżonych palm.
Widok z okna |
W trakcie rozpakowywania bagażu odkryliśmy kolejną atrakcję turystyczną.
Okna wychodziły wprost na ścieżkę podejścia samolotów nadlatujących z zachodu.
Co za wrażenia! Chwilami myślałem, że dostrzegam w iluminatorach twarze
pasażerów… I ten huk silników! W Warszawie irytujący. Tutaj wręcz przeciwnie…
Popis siły |
Jeszcze przed kolacją przyłączyliśmy się do Brytyjczyków,
którzy siedząc pod parasolami nad szklaneczkami trunków, przerywali rozmowy, by
wiwatować i machać do samolotów. Tej zabawie oddawało się coraz więcej
hotelowych gości…
Transportowiec |
Dla spotterów hotel
Vila Gale to idealne miejsce do
kultywowania foto-lotniczego hobby. I ten egzotyczny kontekst: Atlantyk; fale
gasnące na kamienistej plaży; wzgórza pokryte egzotyczną roślinnością; domy
uczepione skał;… drinki z palemkami i miejscowe schłodzone piwo… Tego na
zwykłych lotniskach nie uświadczą…
Samolot i organiczny dron |
Sen spottera |
Pierwszej nocy, gdy sen nie nadchodził z powodu minionych wrażeń
i dobiegającego zza okna szumu fal, wychodziłem kilka razy na balkon zwabiony narastającym
hukiem silników odrzutowych, by gapić się na światła lądujących samolotów a
potem na rzęsiście oświetlone kutry, z których łowiono głębinowe ryby.
Atlantyk w księżycowej poświacie |
Nad
kutrami latały migając skrzydłami mewy.
Nastrój pogłębiała srebrzysta poświata księżyca. Odbijała się od pomarszczonej powierzchni
oceanu.
Wieczór nad Vila Gale |
Byłem zachwycony rozgwieżdżonym niebem. Co za przejrzystość
powietrza!... Od razu rozpoznałem gwiazdozbiór Orła z najjaśniejszą gwiazdą Altairem…
3. Wschód słońca nad Santa
Cruz
Wschód słońca między Świętym Wawrzyńcem a Ilhas Desertas |
Kwietniowe słońce wschodzi nad Maderą między siódmą a ósmą
miejscowego czasu. Z Vila Gale do
miejsc, skąd najlepiej oglądać wschody, rzut beretem. Cała promenada Santa Cruz
wzdłuż oceanu do dyspozycji już tuż tuż za furtką przy basenie.
Vila Gale o świcie |
Wielbiciele
wschodów nie muszą więc zrywać się w środku nocy, by polować na słońce
wynurzające się z oceanu między półwyspem Świętego Wawrzyńca a wyspami Ilhas Desertas. Można się wyspać i
czerpać przyjemność z dobrego początku dnia. W końcu być na Maderze i nie
zobaczyć wschodu to tak jak nie zanurzyć się w Atlantyku.
Zaczęło się |
Coraz więcej słońca |
Oto jest |
Nie miałem jednak szczęścia do owego spektaklu. Nad horyzontem
ciągle płynęły nisko zawieszone chmury. Wstawałem codziennie, by fotografować
najpiękniejszą porę dnia, i kończyłem z uczuciem niedosytu.
Nie tylko ja wstaję ze słońcem |
Zacząłem być rozpoznawany przez tubylców i wczasowiczów
trenujących poranny jogging. Kilku
amatorów fotografowania podjęło – ku mojemu zdumieniu – moje „natręctwo”.
Ćwiczenia dla stóp |
Z przedstawicielami miejscowego wymiaru sprawiedliwości
ucinałem krótkie pogawędki. Zatroszczyli się o moje bezpieczeństwo od
pierwszego poranka, gdy, targając aparat z monopodem, nieudolnie wspinałem się
na betonowy pomost dla kutrów i kląłem na zerodowane przez morską wodę stopnie
schodów. Od tego czasu zwykliśmy wymieniać uprzejmości od bom dia po uwagi na temat wstającego słońca. Wskazali miejsca, skąd
owe wschody widać najlepiej. Myślałem, że w swoim uwielbieniu dla tego
spektaklu natury byłem sam. A jednak nawet oni, przedstawiciele wymiaru
sprawiedliwości, nie byli obojętni…
Spektakl ostatniego dnia |
Niebawem zniknie za chmurami |
Dopiero ostatniego dnia przed końcem turnusu zobaczyłem
najpiękniejszy obraz słonecznej tarczy wynurzającej się z czeluści za horyzontem,
rozpalającej łunę nad fraktalnie pomarszczoną powierzchnią oceanu, a potem – ku
mojemu zmartwieniu – wtulającej się w pierzynę deszczowych chmur…
Widok spod skały |
Cóż. Nie będę się rozwodził nad wrażeniami. Zdjęcia lepsze
od setek słów…
Wschód słońca spod Vila Gale I |
Wschód słońca spod Vila Gale II |
Flara I |
Flara II |
Flara III |
Słońce i albatros |
Słońce w chmurach |
Słońce i statek |
Wschód nad Santa Cruz |
4. Smak Madery
Ilhas Desertas |
Madera rozpala wyobraźnię. Nie wolno jednak dać się ponieść
wrażeniom. Trzeba kosztować wyspę stopniowo, by ją odkryć. Pierwsze, co
zrobiliśmy - spróbowaliśmy lokalnej madery. Uderza do głowy bukietem i siłą...
Egzotyka Santa Cruz |
Z oferowanego menu wybieraliśmy potrawy charakterystyczne dla wyspiarskiej
kuchni: ryby, miejscowe niepozorne banany o niespotykanym w Polsce smaku, maracuja w trzydziestu gatunkach i
aromatach, avocado, owoce morza… Wdychaliśmy głęboko atlantyckie powietrze
nasycone zapachami egzotycznych kwiatów…
Araukaria nad Santa Cruz |
Łaziliśmy bez celu po Santa Cruz i po
promenadzie… Odwiedzaliśmy miejscowe targowisko i obskurny na pierwszy rzut oka
bar, w którym co wieczór grali miejscową odmianę fado – muzykę portowych dzielnic Lizbony… Występuje tutaj jedna z
najbardziej znanych w Portugalii miejscowych kapel… Co za doznania!...
Santa Cruz w nastroju fado |
Po kolejnej melancholijnej wokalizie przy akompaniamencie
klasycznych gitar o życiu, przeznaczeniu, zrządzeniu losu, a tak naprawdę o
ludzkiej egzystencji prostych ludzi, odkryłem, że rytm tych utworów jest rytmem
oceanicznych fal dobiegających od Ilhas
Desertas (bezludnych pustynnych wysp sąsiadujących z Maderą) i gasnących na
kamienistej plaży Santa Cruz.
Szum |
Śpiąc przy otwartym oknie, spacerując uliczkami miasteczka,
odpoczywając pod parasolami na plaży, wszędzie słyszałem szum oceanu. Był
wszechobecny. Narastał aż do rozbryzgu fali na kamieniach brzegu a potem cichł,
póki nie nadbiegła kolejna fala. Kołysał jednostajnym rytmem… Regulował oddech…
Wpływał na intensywność przeżyć… Narzucał tempo egzystencji – nieśpieszne, pełne
refleksji i zadumy,…
Wystarczy usłyszeć |
Dzięki falom otwierasz się na inny rodzaj emocji… Wystarczy tylko
usłyszeć…
Światła Vila Gale |
Vila Gale |
5. Santa Cruz
Plaża |
Widok z okna Vila Gale |
Santa Cruz innym okiem |
Egzotyka Santa Cruz |
Pędząc... |
Promenada Santa Cruz |
Spytawszy o mapkę Santa Cruz usłyszeliśmy odpowiedź recepcjonistki:
- Tutaj wszędzie blisko. Nie sposób zabłądzić.
- Tutaj wszędzie blisko. Nie sposób zabłądzić.
Santa Cruz |
Rzeczywiście. Kilometrowa promenada wiedzie od stromego zachodniego czoła lotniska do niewielkiej mariny po drugiej stronie miasteczka. Za mariną jest już tylko ogrodzone złomowisko. Dalej nie pójdziesz. Zaczyna się pionowy klif, który oddziela Santa Cruz od kolejnej zawieszonej na skale miejscowości.
Park w Santa Cruz |
Obwodnicę wyspy przeprowadzono estakadami przerzuconymi nad wąwozami kilku strumieni rozcinających miasteczko. Nad największą w okolicy doliną wiedzie widowiskowy 8 kilometrowy szlak spacerowy do zachodniej części miasteczka i do miejscowości Caniço.
Duchowa patronka miasta - Mary Jane Wilson |
Mniejsza dolina przecina śródmieście Santa Cruz i kończy się ujściem potoku, który podczas ulewy wzbiera rudą falą spłukującą wszystkie przeszkody.
Kwiat bananowca |
Ulica wzdłuż potoku wspina się stromo, mija apartamentowce, szkołę podstawową i liceum... Do ostatnich zabudowań idzie się wzdłuż bananowych ogródków…
Mimoza w porze kwitnienia |
Trzciny w potoku |
Z wnętrza wąwozu dobiega rechot żab, śpiew kolorowych ptaków, pluskanie kaczek, szelest miejscowych trzcin i mimoz głaskanych powiewami wiatru…
Symbol Madery -strelicja |
Ulica skręca potem przez most w prawo i wspina się stromym zboczem ku górnej części miasteczka. Od samego patrzenia bolą nogi.
Wszędzie pod górę |
Wyzwanie dla trekingowców |
W lewo wiedzie kamienna dróżka do ostatniego obejścia pod skałami. Dalej widać zarys ścieżki znikającej w skalnych załomach… Coś dla wytrawnych trekingowców…
Promenada w stronę lotniska |
Za ujściem potoku jest już tylko spacerowa część promenady. Prowadzi obok pełnego życia placu zabaw; lokalnego mercado (targowiska) z owocami, warzywami i świeżymi rybami; baru z fado i muzyką jazzową; pod domami na skałach...
Niespotykanie spokojny Atlantyk |
Od wąskiej kamiennej plaży dzieli ją betonowy mur. Gdzieniegdzie można przejść na pomosty schodkami i wystawić się na rozbryzgi fal uderzających o głazy, betonowe słupy, wymurowane ściany odbojów… Widziałem kilka osób kąpiących się w wiecznie wzburzonej wodzie. Trzymały się sąsiedztwa zejść. Pod pomostami nie wolno pływać. Nawet podczas morskiej ciszy fale bywają nieobliczalne. Mogą cisnąć na betonowe występy…
Brzask w Santa Cruz |
Charakterystyczna fontanna w Santa Cruz |
Centrum jest tuż za hotelem. Minąwszy najbliższe rondo dochodzi się do malowniczego kościółka, starych uliczek, knajpek, a także do utrzymanej w stylu neokolonialnym siedziby miejscowego sądu, prokuratury i policji w jednym.
Widząc ów obiekt, w pierwszej chwili myśleliśmy, że to stara willa. Ludzie szukający sprawiedliwości muszą tutaj wspinać się po długich i stromych schodach. Ot taka rozgrzewka przed pełnym emocji spotkaniem z przedstawicielami miejscowego aparatu rep…, pardon – porządku publicznego…
Widząc ów obiekt, w pierwszej chwili myśleliśmy, że to stara willa. Ludzie szukający sprawiedliwości muszą tutaj wspinać się po długich i stromych schodach. Ot taka rozgrzewka przed pełnym emocji spotkaniem z przedstawicielami miejscowego aparatu rep…, pardon – porządku publicznego…
Przed muzeum miejskim |
Nieco dalej Rua da Ponta Nova wznosi się ku widowiskowej fontannie w środku rozległego ronda. Rondo łączy uliczki z rozjazdami głównej obwodnicy wyspy. Za malowniczym drzewem zaczyna się muzealny park. Budynek muzeum został odstąpiony miastu przez Johna Blandy’ego, oficera armii brytyjskiej. Pełnił służbę na Maderze w okresie wojen napoleońskich. Po rozwiązaniu garnizonu w 1814 roku Blandy zajął się handlem. Dorobił się na maderze i cukrze trzcinowym.
Wystawa prac Diny Pimenty |
W muzeum są wystawiane prace miejscowych artystów. Trafiliśmy akurat na ekspozycję „Linii, pomysłów dla zmysłów” Diny Pimenty, absolwentki Pintura pelo Instituto Superior de Artes Plasticas da Madeira w Funchalu – miejscowej ASP. Za osiągnięcia na polu artystycznym Dinę Pimento nagrodzono między innymi medalem de Merito da Uniao Europeia (za zasługi dla Unii Europejskiej). Jej obrazy przykuwają uwagę charakterystycznymi motywami owiec, niegdyś symbolami Madery…
W księdze pamiątkowej zostawiliśmy swój skromny ślad.
6. Rua de Santa Maria
Funchal z Sao Tiago |
Uliczkami Zona Velha |
Najstarszą częścią Funchalu jest dzielnica Zona Velha. Jej osią Rua de Santa Maria. Niegdyś dzielnica
portowej biedoty odzyskała świetność po odnowieniu kamienic i sprowadzeniu
artystów, którzy pokryli frontowe drzwi obrazami baśniowych postaci albo współczesnymi
motywami trącającymi niekiedy Warholem, Picassem, Dalim...
Mały Książe |
Baśniowe motywy |
Rua Portao de Sao Tiago |
Uliczki Zona Velha przekształciły
się w jedną wielką restaurację. Zwiedzając je, przeciskaliśmy się między
rozstawionymi stolikami, krzesłami, mijaliśmy kelnerów i namolnych naganiaczy…
Po kilkunastu głośnych zachętach człowiek traci apetyt i zapomina o pragnieniu.
Byle tylko wydostać się na swobodniejszą przestrzeń, albo zanurzyć się w
chłodne wnętrza kaplic. Oddech odzyskujesz podczas mozolnego podejścia pod Rua Portao de Sao Tiago obok twierdzy Sao Tiago z XVI wieku.
Stary port pod Sao Tiago |
Zona Velha |
W klimacie międzywojennej bohemy |
Nie odnalazłem wzmianki o roli tej warowni podczas najazdu
francuskich piratów Bertranda de Motluca na Funchal. Być może jeszcze wtedy nie
istniała, albo była w powijakach. Dzisiaj twierdzę zamieniono w muzeum sztuki
współczesnej. Z jej wieżyczek i tarasów można oglądać panoramę portu, mariny i bogatszych
dzielnic miasta. Nad portem góruje w pewnej odległości najbardziej wytworny
hotel Reid’s Palace otwarty przez ród
Reidów pod koniec XIX wieku. Do jego starej części dobudowano nową, której piętra
z apartamentami i tarasami schodzą łagodnie nad ocean. Snobistyczna Tea time kosztuje kilkadziesiąt euro i wymaga od delikwenta manier,
ścisłego stosowania się do dress code’u,
nie mówiąc o wyprzedzającej rezerwacji miejsc. Wszystko po to, by otrzeć się o
celebrytów, wypić filiżankę herbaty z poczuciem bywałości w wielkim świecie,
przegryźć fatalne angielskie wypieki…
Kolejką z Funchalu na Monte |
Nie zaliczyliśmy podniebnego zwiedzania Funchalu kolejką
linową. Podobno warto, jeśli dopisze pogoda. Z nią jednak nikt nie wygrywa.
Chmury potrafią zasłonić panoramę miasta podczas krótkiego przejazdu gondolami
najpierw do ogrodu botanicznego, a potem do ogrodu egzotycznego w Monte.
Funchal z ogrodu botanicznego |
Wszystkie parki i ogrody Funchalu są warte obejrzenia.
Bogactwo flory urzeka. W końcu jesteśmy tutaj pod zwrotnikiem Raka.
7. Prestiżowe centrum
Funchalu
Fado na ulicach Funchalu |
Wszystko może być sztuką |
Staromiejskie klimaty |
Właściwe centrum Funchalu skupia się w granicach wyznaczonych
przez: Rotunda do Infante, Rua de Carrara, Rua de Janeiro i
nabrzeże portowe. Jest dostojne. Zaznaczone piętnem kolonialnej architektury.
Ratusz Funchalu |
Tu skupiają się muzea, teatry, urzędy, banki, ekskluzywne butiki i sklepy z
biżuterią… Tędy przemierzają uczestnicy procesji, imprez kulturalnych, święta kwiatów (zawsze dwa tygodnie po
Świętach Wielkanocnych)… Podczas
naszego pobytu w Teatrze Miejskim (Teatro
Municipal Baltazar Dias) przy Rua da
Alfandega i w hotelu Reidów trwał kolejny festiwal filmów niezależnych; na
placu przed ratuszem Camara Municipal do
Funchal z XIX wieku i przed kościołem jezuitów Igreja de Sáo Joáo Evangelista z XVII wieku ustawiano
potężną instalację na święto kwiatów…
Chwilami więc pomnikowi bohaterowie wydają się puszczać oko do przechodniów... |
Na ulicach stoi wiele pomników. Maderczycy uwielbiają
jednak, by upamiętnione postacie zachowywały ludzkie proporcje i wtapiały się
uliczny sztafaż. Chwilami więc pomnikowi bohaterowie wydają się puszczać oko do
przechodniów...
Fortaleza do Pico |
Monte Carlo |
Zachęceni pogodą wspięliśmy się stromymi schodami na taras
widokowy jezuickiego kościoła. Stary Funchal z tej wysokości imponuje.
Fotografowaliśmy twierdzę Fortaleza do
Pico z XVII wieku osadzoną na wyniosłej skale; hotel Monte Carlo (powiało
hazardem); dachy starego miasta, spomiędzy których wystawały korony egotycznych
drzew…
Dachy Funchalu |
Maderski dachowiec |
Egzotyka starówki |
W Funchalu ciągle coś się dzieje. Jednakże maderskie akcenty
zanikają w atmosferze wszechobecnego kosmopolityzmu. Miasto liczące nieco
ponad 100 tysięcy mieszkańców musi wytrzymać napór kilku milionów turystów
rocznie. Na ulicach językowi portugalskiemu towarzyszą rozmowy prowadzone po
niemiecku, angielsku, francusku, hiszpańsku... Słyszeliśmy też wielu
Skandynawów…
Angielska pogoda nad Funchalem |
Tubylcy siłą rzeczy stali się wielojęzyczni. Jak to znoszą?…
Odniosłem wrażenie, iż niewiele brakuje do protestów, jakie wybuchły w
Barcelonie. Nie wszyscy korzystają z turystycznego boomu…
Ogrody Funchalu |
Mimo to mieszkańców Madery cechuje osobliwe poczucie humoru.
Lotnisko w Santa Cruz nosiło niegdyś imię świętej Katarzyny (Santa Catarina Aeroporto). Dzisiaj to
lotnisko Cristiano Ronaldo, Maderczyka z Funchalu, ponoć najlepszego piłkarza na
świecie i w całej Portugalii (ponoć, bo w polskiej głowie jest miejsce tylko
dla jednej gwiazdy – Roberta Lewandowskiego). Ów dystans mieszkańców Madery do
historycznych symboli i nazw świadczy o tym, że chyba nie przywiązują się do
tradycji i nie rozpamiętują przeszłości. Wolą żyć chwilą, wynosząc rodzimych
bohaterów uosabiających ich własne marzenia i namiętności na piedestały, póki ci
pławią się w chwale.
Ilhas Desertas |
Powodem do dumy mieszkańców Madery są też foki mniszki
zamieszkujące na Ilhas Desertas
przekształconych na ścisły rezerwat przyrody. Wyspy nie nadają się do
zamieszkania, za to są wdzięcznym obiektem badań naukowych. Narodzonym fokom Maderczycy
nadają imiona w drodze internetowego plebiscytu. Najmłodszą fokę w stadzie
obdarzono ostatnio imieniem Facebook.
Czy to kładzie się cieniem na jej losach? Rodzime stado z pewnością woła na nią
inaczej.
8. Pałasze i banany
W przewodnikach po Maderze poświęca się sporo miejsca
miejscowym kulinariom, kusząc nazwami, smakami, zapachami, nastrojem...
Sam wyznaję zasadę:
- Chcesz poznać okolice, które zwiedzasz, jedz to samo co
tubylcy, w miejscach, w których głównie oni przesiadują.
To się sprawdza.
Atlantyk i uprawy bananów |
Na Maderze zaskoczyły mnie banany. W niczym nie przypominają
bananów z korporacyjnych plantacji południowej i środkowej Ameryki dopasowanych
do zunifikowanych gustów europejskiego „smakosza”. Są małe, nietrwałe,
niewymiarowe, nie trzymają zwyczajowych kształtów i kolorów… Za to smakują...
Po prostu niebo w gębie!
Najdogodniej kupować je na wiejskich targowiskach. Nie dość że
najlepsze, to jeszcze zostawisz gotówkę ludziom, którzy na nią najbardziej
zasłużyli. Wiele z tych bananów dojrzewa na poletkach, do których trzeba się
wspinać.
"Równiny" Madery |
Tutaj zresztą tubylcy mają wszędzie pod górkę. Milion lat
erozji nie spłaszczyło jeszcze górskiego krajobrazu. To co Maderczycy nazywają
płaskowyżem, w istocie przypomina nasze Góry Świętokrzyskie albo Pieniny.
Deniwelacje sięgają stu, dwustu metrów. Jaki to więc płaskowyż w centralnej
części wyspy?
Łowcy espadas |
Jadłem też espada com
banana. To filet z pałasza, ryby żyjącej na głębokości około jednego
kilometra. Dzień pałasz przesypia nad dnem. Noc spędza na polowaniu bliżej
powierzchni oceanu. Maderczycy łowią czarne pałasze charakterystyczne dla
Atlantyku, Japończycy natomiast – podobne pałasze ogoniaste, bardziej jednak
kosmopolityczne. Pałasze wyciągane z wody już nie żyją. Nie wytrzymują
gwałtownego spadku ciśnienia. Ich skóra jest niejadalna.
Pałasz z bananami to królewskie danie. Wymaga od kucharza polotu. Pozbawiony skóry delikatny filet, skropiony sokiem z cytryny,
zabejcowany oliwą z oliwek doprawioną rozgniecionym czosnkiem, odstawiony do
lodówki na godzinę lub dłużej, obtoczony panierką z roztrzepanego jajka z mąką,
smaży się w oliwie z oliwek na niezbyt ostrym ogniu. Pod koniec dokłada się
miejscowe banany, które przez krótką chwilę podsmaża się na maśle. Filet
posypuje się grubą solą, pieprzem, oregano,
innymi przyprawami – subtelnie, by podkreślić smak ryby). Reszta dodatków z
sosem z marakui – według finezji
kucharza. Kucharz z Vila Gale w Santa
Cruz ma dar finezji!
Nic lepszego nie jadłem podczas całego pobytu na Maderze.
Jeśli więc wrócę na wyspę, dołożę wszelkich starań, by powtórzyć tę ucztę.
Póki co po powrocie do Warszawy próbuję zastępować pałasza polędwicą
z dorsza (drugiej ulubionej przez Maderczyków ryby, chociaż sprowadzanej ze Skandynawii).
Kelnerka była zdziwiona, gdy ograniczyliśmy zamówienie do
dania głównego, miejscowych deserów i pochy
(lub ponchy) z białego rumu, soku z marakui,
syropu trzcinowego, dodatku cytryny… Zgodnie z zasadą:
- Smakuj powoli, z namysłem. Nie żądaj wszystkiego, bo
zgubisz najwłaściwsze doznania.
Kiedy wyjaśniliśmy naszą „wstrzemięźliwość, kelnerka nabrała
do nas sympatii.
Późniejsze propozycje pałasza serwowanego na fakultatywnych
wycieczkach autokarowych okazały się nieporozumieniem. Szykując ryby
właściciele restauracji usiłowali podać je równocześnie kilkudziesięciu
klientom. Przygotowane zawczasu porcje dogrzewali w kuchenkach mikrofalowych
albo w podgrzewaczach – z opłakanym skutkiem.
Chcąc więc zjeść espada
com banana, trzeba poświęcić czas. Pałasz wymaga od cooka subtelnych zabiegów a od nas jedynie cierpliwego czekania. Komu
śpieszno, niech biegnie do McDonalda, KFC lub innych korporacyjnych instytucji
masowego żywienia, gdzie dostanie to, na co zasłużył.
9. Przewodnicy
Przewodników dzielę (to się potwierdza) na dwie zasadnicze
grupy: tych którzy mówią, co wiedzą, i tych, którzy wiedzą, co mówią. Tych
pierwszych jest nadmiar. Brak wiedzy nadrabiają słowotokiem – uchodzącym w ich
mniemaniu za substytut erudycji i elokwencji. Z marnym skutkiem niestety.
Kto zgubił rzeźby z Wysp Wielkanocnych? |
Podczas pierwszej wycieczki, słysząc pięćdziesiąty raz, że
„schodzimy w dół”, albo setny, że właśnie „zjeżdżamy w dół”, zacząłem się
zastanawiać, dlaczego nasz przewodnik używa tych oczywistych pleonazmów. Czyżby
odczuwał potrzebę podkreślenia, że Maderczycy w przeciwieństwie do Polaków
zwykli zjeżdżać pod górę, a na szczyty schodzić? A może odkrył na wyspie prawo
odwrotnego ciążenia?... Potem zostałem dobity rozważaniami na temat różnic
semantycznych między portugalskimi pojęciami „strumyczek”, „strumyk”, „potoczek”,
„potok”, „rzeczka”, „rzeka”… Na koniec „odkryłem” piękno bananowego poletka na
rzekomych włościach Władysława III Warneńczyka, który zginął z rąk tureckich
pod Warną w 1444 roku i… osiadł był rzekomo na Maderze pod przydomkiem Henryk
Niemiec... Łażąc pod liśćmi bananowców, czułem się jak Ekwadorczyk, któremu
pokazywano zagony kartofli i pola kukurydzy w charakterze najważniejszych atrakcji
Mazowsza…
Brama do Świętego Wawrzyńca |
Drugą wycieczkę poprowadziła natomiast Olga Drak,
przedstawicielka tej kompetentnej mniejszości wśród przewodników. Zamieniła wycieczkę,
mimo kiepskiej pogody, w przyjemność. Została nagrodzona brawami. Jeśli więc
musicie korzystać z fakultatywnej oferty Itaki, żądajcie, aby przewodnikiem
była Olga Drak.
Szkoda, że musi realizować wymyślony odgórnie program. W tym
programie nie uwzględniono potrzeb pasjonatów fotografii krajobrazowej i
przyrodniczej. Na oglądanie fotogenicznych miejsc mieliśmy raptem kwadrans,
czasem pół godziny… Musieliśmy improwizować, strzelając serie zdjęć na
zasadzie, że a nuż któreś okaże się niebanalne… Było naprawdę ciężko. Światło
na Maderze jest ostre a kontrasty nie na możliwości amatorskich
zautomatyzowanych kompaktów.
10. Madera w
kalejdoskopie
Wycieczki zbiorowe mają to do siebie, że Maderę oglądamy
tylko przez szybę autokaru. Podczas krótkich przerw wszyscy ulegamy psychozie,
by nie przegapić ustalonej godziny odjazdu. Dobrze, gdy trafi się kompetentny przewodnik
ze znajomością rzeczy. W przeciwnym razie pozostanie wrażenie towarzyszące
konsumpcji lodów przez okno wystawowe. Jeśli więc ktoś chce poznać wyspę
wszystkimi dostępnymi zmysłami, niech wynajmie środek transportu i opracuje
własne trasy, przeznaczając dość czasu na odczuwanie chwili (bez pośpiechu i konieczności
nadrabiania uciekających minut). Albo chociaż niech polega na wycieczkach
samochodami terenowymi, korzystając z usług lokalnych przewodników, którzy nie
muszą realizować sztywnych programów.
Nasi znajomi z Vila
Gale zwierzyli się poniewczasie, że wspólnie z innymi wynajęli taksówkę.
Kierowca, miłośnik swojej małej ojczyzny, pokazał miejsca, do których żaden
zaprogramowany przewodnik nie doprowadzi.
Jeśli więc jeszcze kiedyś wrócę na Maderę, bogatszy o
doświadczenia wstępnego rozpoznania okolic, postaram się nie popełnić własnych błędów
i nie pojadę na przykład na półwysep świętego Wawrzyńca autokarem. Wybiorę
lokalny autobus do ostatniego postoju i pójdę o świcie skalnym szlakiem do
najdalej wysuniętego na wschód zakątka Madery… To jedna z najbardziej
spektakularnych tras…
Szlakiem Świętego Wawrzyńca |
Nie mam pomysłu na podsumowanie swoich wrażeń z obu
wycieczek autokarowych Itaki. Niech więc przemówią zdjęcia i doraźne komentarze
obok.
Funchal z ogrodu
botanicznego
Latem 2016 roku Maderę nawiedziły katastrofalne pożary lasu.
Przyczyną bezpośrednią była anomalia pogodowa, wskutek której wyspę nawiedziły
nieustannie wiejące znad Sahary wiatry, fala niespotykanych upałów i brak opadów. Przyczyną
pośrednią okazała się niekorzystna zmiana składu gatunkowego wyspiarskich
lasów. Sprowadzone z Australii eukaliptusy zawładnęły okolicznymi górami. Liczące
4 miliony lat prehistoryczne lasy wawrzynowe (laurisilva), pamiętające epokę geologicznego powstawania wyspy, które
zostały w ogromnym stopniu wytrzebione przez Portugalczyków zasiedlających bezludną
Maderę od 1419 roku, nie były podatne na ogień z powodu zdolności pobierania
wody z opadów i z wilgotnego powietrza oraz odprowadzania jej nadmiaru wprost
do gleby przez system korzeniowy drzew. Zastąpienie wawrzynowców eukaliptusami sprowadziło
zagrożenie pożarowe. Kora eukaliptusów przypominająca suche szmaty rozwieszone
na pniach i liście wydzielające olejki eteryczne to idealne paliwo dla
rozprzestrzeniającego się ognia. Podczas pożarów w 2016 roku przez około 10
procent powierzchni wyspy przetoczyła się ogniowa burza, zasypując samo Funchal
gradem zapalających bomb. Dostało się też ogrodowi botanicznemu, w którym
zgromadzono przeszło 2 tysiące egzotycznych okazów flory ze wszystkich
kontynentów. Wiele palm i drzew zostało osmalonych. Ciekawe to, że gospodarze
nie zdecydowali się wyciąć poszkodowanych okazów, dając im szansę regeneracji.
Drzewa z brazylijskiego interioru |
Widoki Funchalu z ogrodu botanicznego zachwycają. To skutek
mariażu zabudowy miejskiej z egzotycznym tłem podzwrotnikowej roślinności.
Funchal z ogrodu botanicznego |
Mozaika ogrodu botanicznego |
Egzotyka ogrodu botanicznego w Funchalu |
Atlantyk ze szklanego
podestu nad klifem
Madera obfituje w punkty widokowe. Najpiękniejsze krajobrazy
fotografuje się z zachodnich klifów w złotej godzinie zachodzącego słońca.
Niestety nie doświadczyłem tych chwil… To akurat zdjęcia z klifu tuż za Funchalem…
Spadając człowiek miałby trochę czasu na przemyślenie swojej przeszłości…
Widok z klifu na zachód od Funchalu |
Przełęcz Encumeada
Przełęcz Encumeada
była jednym z niewielu miejsc, którymi mieszkańcy płaskowyżu lub północnych
wybrzeży Madery mogli przedostać się do portów na południu wyspy. Od samego
patrzenia na pokręcone serpentyny lokalnej drogi można doznać zawrotów głowy i
bólu w kolanach. Ileż wysiłku wymagało przeprowadzenie szlaków przez tutejsze
góry i doliny o spadzistych zboczach. W wielu miejscach podjazd jest możliwy
tylko na pierwszym biegu.
Atlantyk z przełęczy Encumeada |
Encumeada |
Wszędzie pod górę |
Cała niedostępność Madery |
Jaskinie lawowe
Wyrzeźbione przez lawę jaskinie w Sao Vincente nie są może tak atrakcyjne jak jaskinie krasowe, lecz
dają do myślenia o potędze sił, które wypiętrzyły Maderę z morskiego dna
zalegającego na głębokości 5 kilometrów. Mierząc od tego poziomu odniesienia wysokość Pico do Aeereiro, musielibyśmy zaliczyć
wyspę do jednego z najwyższych pasm górskich na ziemi. Wulkany zamarły około
900 tysięcy lat temu, lecz ślady ich górotwórczej aktywności są nadal widoczne.
Najbardziej chyba na półwyspie świętego Wawrzyńca.
Fale i skały magmowe
Atlantyk i Madera – ten mariaż musi zaowocować estetyczną
ucztą.
Okno pustelnika |
Lewady pod okapem laurisilva i brodaczków
Lewady to system nawadniania Madery wykorzystujący naturalne
zdolności lasów wawrzynowych i skał pod nimi do gromadzenia i stopniowego
uwalniania wody pobieranej z opadów i wilgotnego powietrza. Łączna długość tych
przemyślnych kanałów na wyspie przekroczyła 2 tysiące kilometrów. Stanowią
system lokalnego zaopatrzenia w wodę utrzymywany przez władze autonomii w
ciągłej gotowości do działania. Lewady stanowią pewną analogię rzymskich
akweduktów. Wzdłuż kanałów poprowadzono najciekawsze piesze szlaki turystyczne laurisilvy.
Angielskie klimaty |
Strumień laurisilvy |
O niezwykłej czystości tutejszego powietrza świadczą brody
porostów zwisających z gałęzi drzew. To brodaczki. Spotykam je nad Łyną w Lesie
Warmińskim i w ostojach puszczy napiwodzko-ramuckiej, ale o takich okazach jak
na Maderze mogę tylko pomarzyć.
Laurisilva skażona eukaliptusami |
Święty Wawrzyniec
Stałem wstrząśnięty acz niezmieszany widokiem tej niezwykłej
formacji geologicznej zanurzonej w Atlantyku. Gdybym widział ją wcześniej, a
nie w porze, podczas której na szlak i brzegi wyległy tysiące turystów, zapewne
zrobiłbym wszystko, by dotrzeć tu o wschodzie słońca…
Jak oddać wrażenia krajobrazu zalanego światłem prażącego
słońca i spowitego zamglonym powietrzem?... Chyba tylko obrazem, który jednak
nie zatrzymał powiewu wiatru, zapachu morskiej wody, rozgrzanej gleby,
pustynnej roślinności, śpiewu wszechobecnych ptaków…
Saharyjska oaza |
Cóż… Adeus Madeira!
Do następnego razu.
Ilhas Desertas ze Świętego Wawrzyńca |
Flora dla ogrodników
Mewa |
Gołąbek Madery |
Koteczek miejski |
Koteczek parkowy |
Rybitwa |
Rybitwy wszędzie jednakie |