Etykiety

2012 (2) 2015 (1) Andrzej Drawicz (1) Andrzej Kruszewicz (1) Anna Kamińska (1) atraktory (1) August Klemens Popławski (2) Ballestrem (1) Bałdy (1) Bałtyk (3) Białowieża (1) Białowieża szeptem (1) bifurkacje (1) bioróżnorodność (1) Bobolice (1) bóbr (1) Buje (1) Butryny (1) Bystrzyca Dusznicka (1) Bystrzyca Kłodzka (1) C'est bien fait (1) Chorwacja (2) Chwalęcin (1) Ciszyca (1) Cykle czasu (1) Cytadela warszawska (1) czarne dziury (1) Czersk (1) Czesław Miłosz (1) człowiek (1) Daniel Goleman (1) Dolny Śląsk (2) drawings (1) Drwęca Warmińska (1) drzewo (1) Duchowe życie zwierząt (1) Duszniki Zdrój (2) dzik (1) École de Paris (1) ekologia (1) Ernst Wiechert (1) espada (1) Estonia (1) Fotograficzna Mapa Warmii (1) fraktale (1) Funchal (1) Gałczyński (1) Gassy (1) Glappo (1) Głuchołazy (1) Goethe (1) Góra Kalwaria (1) Górkło (1) grafika (1) Groznjan (1) Hanza (1) Hel (2) Helena Piotrowska (2) hipokryzja (1) Historia życia (1) Hiszpania (1) hodowla (1) Houston mamy problem (1) Igor Newerly (2) Inteligencja emocjonalna (1) Itaka (1) Iwona Altmajer (1) Jagodne (1) Jakub Kubicki (2) James Rebanks (1) January Suchodolski (1) Jastarnia (1) Jedwabno (1) jeleń (1) Jeziora Plitwickie (1) Jeziorka (2) Jezioro Hołny (1) Jezioro Łańskie (2) Jezioro Nidzkie (2) Jezioro Nyskie (1) Jezioro Otmuchowskie (1) Jezioro Pluszne (2) Joanna Wilengowska (1) Józef Chełmoński (1) Józef Pankiewicz (1) Juliusz Kossak (1) Jurata (1) kajak (1) Kanał Gliwicki (1) Kant (1) Kaszuby (1) Katarzyna Grochola (1) Kislig (1) Kłodzko (1) Konstancin-Jeziorna (2) Konstanty Ildefons Gałczyńki (4) Kotlina Kłodzka (3) Krasnogruda (1) Kroniki olsztyńskie (2) Krosno (1) Lawendowe Pole (1) Lidzbark Warmiński (1) Liw (1) Liwiec (1) Lorenz (1) Ludzie dnia wczorajszego (2) Łabuny Duże (1) Łabuny Małe (1) Łachy Brzeskie (1) Łazienki (1) łoś (1) łowiectwo (1) Łukasz Stanaszek (1) Łyna (2) Madera (1) malarstwo (1) Mandelbrot (1) Marek Kwiatkowski (1) Marian Mokwa (1) Marózka (1) Marseille (1) Mazowsze (12) Mazury (9) miasta hanzeatyckie (1) Mirów (1) Młochów (1) Modlin (1) Morąg (1) Mostowice (1) Nadwiślańskie Urzecze (3) nasze relacje ze zwierzętami (1) Nieborów (1) Nieznane więzi natury (1) Niobe (2) Nowa Wieś (1) Nowe Kawkowo (1) Nowe Ramuki (1) Nysa (1) Nysa Kłodzka (2) Olga Tokarczuk (1) Olsztyn (2) Orneta (1) Osetnik (1) Otmuchów (1) Pablo Picasso (1) paintings (1) pałace (1) Panoramio (9) Peter Wohlleben (2) petrelpiotr (17) Pisia Gągolińska (1) Pisz (1) Pluski (2) Pławniowice (2) Podlasie (2) Podłęcze (1) Poincare (1) Polanica Zdrój (1) Potok Służewiecki (1) powódź 1997 (1) Pranie (2) Prowadź swój pług przez kości umarłych (1) Prudnik (1) Przykop (1) Przyszowice (1) Pupki (1) puszcza (2) Radziejowice (1) Richard Southwood (1) Roger Penrose (1) Ruciane-Nida (1) rybitwa (1) rzeźnia (1) Santa Cruz (1) sarna (1) Sekretne życie drzew (1) Siewierz (1) Simona Kossak (2) Sławięcice (1) sokolnictwo (1) Sowia Góra (1) sójka (1) Spalona (1) Stara Sucha (1) Stare Kawkowo (1) Stephen Hawking (1) strelicja (1) suwalszczyzna (2) Szczytno (1) Śląsk Opolski (1) środowisko (1) Tallin (1) Tamara Łempicka (1) terra nulla (1) Urzecze (2) Utrata (1) Vila Gale (1) Villa la Fleur (1) Walerian Kronenberg (1) Warmia (16) Warszawa (3) Wiercibaba (1) Wilanów (2) Wilanówka (1) wilk (1) Wisła (6) Wisława Szymborska (1) Wojciech Altmajer (1) wrażenia (1) Wszechświat (1) wymieranie (1) Wyspy Świderskie (1) Wyspy Zawadowskie (1) Za Opiwardą za siódmą rzeką (1) zając (1) zakrętasy (1) zamki (1) Zatoka Gdańska (1) Zbigniew Chojnowski (2) Zbigniew Herbert (1) Zieleniec (2) Ziemia (1) Zygmunt Vogel (1) żuraw (1)

niedziela, 30 kwietnia 2017

Madeira

MADERA

Madeira

1. Lotnisko Cristiano Ronaldo

Portowy Funchal z ogrodu botanicznego

Mało kto już pływa na Maderę statkami. Wyjątkiem krążące po archipelagu Makaronezji (Wysp Szczęśliwych) wycieczkowce, z których wczesnym rankiem wylewa się kilkutysięczny tłum na ulice Funchalu, stolicy wyspy.

Lądowanie na lotnisku Cristiano Ronaldo

Po wybudowaniu lotniska pod skalistym brzegiem Santa Cruz i przedłużeniu pasa startowego, którego część osadzono kosztem ponad pół miliarda euro na systemie potężnych żelbetowych słupów wyrastających z dna zasypanej zatoki, co roku ląduje tutaj cztery miliony pasażerów. Cały obiekt budzi podziw. Jest dowodem nieskrępowanej inżynierskiej wyobraźni. Skojarzył mi się z największym lotniskowcem świata zacumowanym na stałe do skalistego wybrzeża.

Ścieżką podejścia nad Santa Cruz

Lot na Maderę zaczął się kwietniową zimą. Start opóźnił się z powodu zasypania samolotu mokrym śniegiem, który spłukano ze skrzydeł miotanym z armatki strumieniem środków rozmrażających. Po sprawdzeniu działania slotów i klap samolot pokołował na pas startowy. Po pięciu godzinach lotu nad Sudetami, Bawarią, Szwajcarią; w sąsiedztwie Mont Blanc (akurat wystawał nad chmurami spowijającymi Alpy – co za widok!); nad chłodniami kominowymi elektrowni atomowej na wyspie w nurcie Garonny nieopodal Tuluzy; potem wzdłuż odległych Pirenejów, nad Zatoką Biskajską, Hiszpanią, Lizboną i mnóstwem atlantyckiej wody oddzielającej Maderę od brzegów Europy kapitan samolotu obwieścił początek procedury lądowania w Santa Cruz. Wyjaśnił zasady podchodzenia do lotniska. Uprzedził o możliwości odejścia na drugi krąg uspokajając, że to rutynowy manewr.

Lądujemy

Trzeba przyznać miał dar operowania słowem. Im bardziej uspokajał, tym bardziej byłem poruszony. Okoliczności sprzyjały wydzielaniu adrenaliny. Obok siedzieli pasjonaci serialu Katastrofy w przestworzach (o wypadkach lotniczych) emitowanego przez National Geographic. Podjęli temat. Słowem:
- Zrobił się horror.
W końcu jednak pomyślałem:
- Pilotom trudniej. Widzą, co się dzieje. W przeciwieństwie do nich nie mogę wpłynąć na to, co się zdarzy. Czym więc tu się przejmować?…
Ulżyło.

Do odlotu sekundy

Lotnisko oceniono jako trudne. Portugalczycy żądają od pilotów dodatkowego przeszkolenia, zanim dopuszczą ich do lądowania na Maderze. Granica wysokich gór i rozległej wody sprawia, że wiatr nie jest stabilny. W trakcie podejścia do pasa potrafi zmieniać kierunek w całym zakresie róży wiatrów. Piloci zachowują więc czujność i natychmiast korygują wszelkie odchyłki od linii zejścia.


Start o świcie

Lądowaliśmy po zatoczeniu półokręgu na wysokości Santa Cruz. Kiedy wydawało się, że najtrudniejszą część manewru mieliśmy za sobą, samolot pochylił się gwałtownie na lewe skrzydło… Ujrzałem budynek Vila Gale z basenem i hotelowych gości na leżakach… Po sekundzie równie nagle się wyprostował. Już myślałem, że dotknie pasa prawymi kołami… Ale nie… Osiadł równiutko, prawie bez wstrząsu. Wyhamował. Zaczął kołować do portu… Wysiedliśmy na rozprażoną płytę… Zimowa kurtka z Warszawy wylądowała w rękach… Wspomnienie mroźnego startu ustąpiło wrażeniom podzwrotnikowej wiosny…

Już za chwileczkę...

Kołowanie

No i poszłoooo.......................

Powrót z Madery był bardziej kłopotliwy. Do dzisiaj nie wiem, co było przyczyną opóźnienia. Według wcześniej wersji wyznaczony samolot miał awaryjne lądowanie w Tuluzie; według późniejszej został ugodzony przez piorun jeszcze na Okęciu i skierowany na diagnostykę w celu wykluczenia uszkodzeń systemów pokładowych. Cóż. Życie bez przypadku byłoby nudne.

2. Coś dla spotterów

Vila Gale z promenady w Santa Cruz

Hotel Vila Gale został wybudowany stosunkowo niedawno. Foto-mapy w Google Earth, których nie aktualizowano od 2002 roku, pokazują w tym miejscu nieistniejące boisko sportowe.


Vila Gale z placu zabaw za potokiem

Przyznano nam pokój od strony oceanu. Do plaży pokrytej bułami wygładzonych szarych kamieni jest raptem kilkadziesiąt metrów przez lokalny deptak w szpalerze ostrzyżonych palm.










Widok z okna

W trakcie rozpakowywania bagażu odkryliśmy kolejną atrakcję turystyczną. Okna wychodziły wprost na ścieżkę podejścia samolotów nadlatujących z zachodu. Co za wrażenia! Chwilami myślałem, że dostrzegam w iluminatorach twarze pasażerów… I ten huk silników! W Warszawie irytujący. Tutaj wręcz przeciwnie…




Popis siły

Jeszcze przed kolacją przyłączyliśmy się do Brytyjczyków, którzy siedząc pod parasolami nad szklaneczkami trunków, przerywali rozmowy, by wiwatować i machać do samolotów. Tej zabawie oddawało się coraz więcej hotelowych gości…






Transportowiec

Dla spotterów hotel Vila Gale to idealne miejsce do kultywowania foto-lotniczego hobby. I ten egzotyczny kontekst: Atlantyk; fale gasnące na kamienistej plaży; wzgórza pokryte egzotyczną roślinnością; domy uczepione skał;… drinki z palemkami i miejscowe schłodzone piwo… Tego na zwykłych lotniskach nie uświadczą…




Samolot i organiczny dron

Sen spottera

Pierwszej nocy, gdy sen nie nadchodził z powodu minionych wrażeń i dobiegającego zza okna szumu fal, wychodziłem kilka razy na balkon zwabiony narastającym hukiem silników odrzutowych, by gapić się na światła lądujących samolotów a potem na rzęsiście oświetlone kutry, z których łowiono głębinowe ryby. 





Atlantyk w księżycowej poświacie

Nad kutrami  latały migając skrzydłami mewy. Nastrój pogłębiała srebrzysta poświata księżyca. Odbijała się od pomarszczonej powierzchni oceanu.










Wieczór nad Vila Gale

Byłem zachwycony rozgwieżdżonym niebem. Co za przejrzystość powietrza!... Od razu rozpoznałem gwiazdozbiór Orła z najjaśniejszą gwiazdą Altairem











3. Wschód słońca nad Santa Cruz

Wschód słońca między Świętym Wawrzyńcem a Ilhas Desertas

Kwietniowe słońce wschodzi nad Maderą między siódmą a ósmą miejscowego czasu. Z Vila Gale do miejsc, skąd najlepiej oglądać wschody, rzut beretem. Cała promenada Santa Cruz wzdłuż oceanu do dyspozycji już tuż tuż za furtką przy basenie. 

Vila Gale o świcie

Wielbiciele wschodów nie muszą więc zrywać się w środku nocy, by polować na słońce wynurzające się z oceanu między półwyspem Świętego Wawrzyńca a wyspami Ilhas Desertas. Można się wyspać i czerpać przyjemność z dobrego początku dnia. W końcu być na Maderze i nie zobaczyć wschodu to tak jak nie zanurzyć się w Atlantyku.

Zaczęło się


Coraz więcej słońca

Oto jest

Nie miałem jednak szczęścia do owego spektaklu. Nad horyzontem ciągle płynęły nisko zawieszone chmury. Wstawałem codziennie, by fotografować najpiękniejszą porę dnia, i kończyłem z uczuciem niedosytu.

Nie tylko ja wstaję ze słońcem

Zacząłem być rozpoznawany przez tubylców i wczasowiczów trenujących poranny jogging. Kilku amatorów fotografowania podjęło – ku mojemu zdumieniu – moje „natręctwo”.









Ćwiczenia dla stóp

Z przedstawicielami miejscowego wymiaru sprawiedliwości ucinałem krótkie pogawędki. Zatroszczyli się o moje bezpieczeństwo od pierwszego poranka, gdy, targając aparat z monopodem, nieudolnie wspinałem się na betonowy pomost dla kutrów i kląłem na zerodowane przez morską wodę stopnie schodów. Od tego czasu zwykliśmy wymieniać uprzejmości od bom dia po uwagi na temat wstającego słońca. Wskazali miejsca, skąd owe wschody widać najlepiej. Myślałem, że w swoim uwielbieniu dla tego spektaklu natury byłem sam. A jednak nawet oni, przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości, nie byli obojętni…

Spektakl ostatniego dnia

Niebawem zniknie za chmurami

Dopiero ostatniego dnia przed końcem turnusu zobaczyłem najpiękniejszy obraz słonecznej tarczy wynurzającej się z czeluści za horyzontem, rozpalającej łunę nad fraktalnie pomarszczoną powierzchnią oceanu, a potem – ku mojemu zmartwieniu – wtulającej się w pierzynę deszczowych chmur…

Widok spod skały



Cóż. Nie będę się rozwodził nad wrażeniami. Zdjęcia lepsze od setek słów…





























Wschód słońca spod Vila Gale I

Wschód słońca spod Vila Gale II

Flara I

Flara II

Flara III

Słońce i albatros

Słońce w chmurach

Słońce i statek

Wschód nad Santa Cruz
4. Smak Madery

Ilhas Desertas

Madera rozpala wyobraźnię. Nie wolno jednak dać się ponieść wrażeniom. Trzeba kosztować wyspę stopniowo, by ją odkryć. Pierwsze, co zrobiliśmy - spróbowaliśmy lokalnej madery. Uderza do głowy bukietem i siłą... 

Egzotyka Santa Cruz

Z oferowanego menu wybieraliśmy potrawy charakterystyczne dla wyspiarskiej kuchni: ryby, miejscowe niepozorne banany o niespotykanym w Polsce smaku, maracuja w trzydziestu gatunkach i aromatach, avocado, owoce morza… Wdychaliśmy głęboko atlantyckie powietrze nasycone zapachami egzotycznych kwiatów… 

Araukaria nad Santa Cruz

Łaziliśmy bez celu po Santa Cruz i po promenadzie… Odwiedzaliśmy miejscowe targowisko i obskurny na pierwszy rzut oka bar, w którym co wieczór grali miejscową odmianę fado – muzykę portowych dzielnic Lizbony… Występuje tutaj jedna z najbardziej znanych w Portugalii miejscowych kapel… Co za doznania!...

Santa Cruz w nastroju fado

Po kolejnej melancholijnej wokalizie przy akompaniamencie klasycznych gitar o życiu, przeznaczeniu, zrządzeniu losu, a tak naprawdę o ludzkiej egzystencji prostych ludzi, odkryłem, że rytm tych utworów jest rytmem oceanicznych fal dobiegających od Ilhas Desertas (bezludnych pustynnych wysp sąsiadujących z Maderą) i gasnących na kamienistej plaży Santa Cruz.

Szum

Śpiąc przy otwartym oknie, spacerując uliczkami miasteczka, odpoczywając pod parasolami na plaży, wszędzie słyszałem szum oceanu. Był wszechobecny. Narastał aż do rozbryzgu fali na kamieniach brzegu a potem cichł, póki nie nadbiegła kolejna fala. Kołysał jednostajnym rytmem… Regulował oddech… Wpływał na intensywność przeżyć… Narzucał tempo egzystencji – nieśpieszne, pełne refleksji i zadumy,…


Wystarczy usłyszeć

Dzięki falom otwierasz się na inny rodzaj emocji… Wystarczy tylko usłyszeć…










Światła Vila Gale

Vila Gale

5. Santa Cruz

Plaża

Widok z okna Vila Gale

Santa Cruz innym okiem

Egzotyka Santa Cruz

Pędząc...


Promenada Santa Cruz


Spytawszy o mapkę Santa Cruz usłyszeliśmy odpowiedź recepcjonistki:
- Tutaj wszędzie blisko. Nie sposób zabłądzić.



Santa Cruz









Rzeczywiście. Kilometrowa promenada wiedzie od stromego zachodniego czoła lotniska do niewielkiej mariny po drugiej stronie miasteczka. Za mariną jest już tylko ogrodzone złomowisko. Dalej nie pójdziesz. Zaczyna się pionowy klif, który oddziela Santa Cruz od kolejnej zawieszonej na skale miejscowości.



Park w Santa Cruz


Obwodnicę wyspy przeprowadzono estakadami przerzuconymi nad wąwozami kilku strumieni rozcinających miasteczko. Nad największą w okolicy doliną wiedzie widowiskowy 8 kilometrowy szlak spacerowy do zachodniej części miasteczka i do miejscowości Caniço.





Duchowa patronka miasta - Mary Jane Wilson






Mniejsza dolina przecina śródmieście Santa Cruz i kończy się ujściem potoku, który podczas ulewy wzbiera rudą falą spłukującą wszystkie przeszkody. 












Kwiat bananowca



Ulica wzdłuż potoku wspina się stromo, mija apartamentowce, szkołę podstawową i liceum... Do ostatnich zabudowań idzie się wzdłuż bananowych ogródków…









Mimoza w porze kwitnienia


Trzciny w potoku



Z wnętrza wąwozu dobiega rechot żab, śpiew kolorowych ptaków, pluskanie kaczek, szelest miejscowych trzcin i mimoz głaskanych powiewami wiatru…









Symbol Madery -strelicja



Ulica skręca potem przez most w prawo i wspina się stromym zboczem ku górnej części miasteczka. Od samego patrzenia bolą nogi.










Wszędzie pod górę

Wyzwanie dla trekingowców

W lewo wiedzie kamienna dróżka do ostatniego obejścia pod skałami. Dalej widać zarys ścieżki znikającej w skalnych załomach… Coś dla wytrawnych trekingowców…


Promenada w stronę lotniska




Za ujściem potoku jest już tylko spacerowa część promenady. Prowadzi obok pełnego życia placu zabaw; lokalnego mercado (targowiska) z owocami, warzywami i świeżymi rybami; baru z fado i muzyką jazzową; pod domami na skałach...







Niespotykanie spokojny Atlantyk


Od wąskiej kamiennej plaży dzieli ją betonowy mur. Gdzieniegdzie można przejść na pomosty schodkami i wystawić się na rozbryzgi fal uderzających o głazy, betonowe słupy, wymurowane ściany odbojów… Widziałem kilka osób kąpiących się w wiecznie wzburzonej wodzie. Trzymały się sąsiedztwa zejść. Pod pomostami nie wolno pływać. Nawet podczas morskiej ciszy fale bywają nieobliczalne. Mogą cisnąć na betonowe występy…




Brzask w Santa Cruz

Charakterystyczna fontanna w Santa Cruz

Centrum jest tuż za hotelem. Minąwszy najbliższe rondo dochodzi się do malowniczego kościółka, starych uliczek, knajpek, a także do utrzymanej w stylu neokolonialnym siedziby miejscowego sądu, prokuratury i policji w jednym.


Widząc ów obiekt, w pierwszej chwili myśleliśmy, że to stara willa. Ludzie szukający sprawiedliwości muszą tutaj wspinać się po długich i stromych schodach. Ot taka rozgrzewka przed pełnym emocji spotkaniem z przedstawicielami miejscowego aparatu rep…, pardon – porządku publicznego…


Przed muzeum miejskim


Nieco dalej Rua da Ponta Nova wznosi się ku widowiskowej fontannie w środku rozległego ronda. Rondo łączy uliczki z rozjazdami głównej obwodnicy wyspy. Za malowniczym drzewem zaczyna się muzealny park. Budynek muzeum został odstąpiony miastu przez Johna Blandy’ego, oficera armii brytyjskiej. Pełnił służbę na Maderze w okresie wojen napoleońskich. Po rozwiązaniu garnizonu w 1814 roku Blandy zajął się handlem. Dorobił się na maderze i cukrze trzcinowym.



Wystawa prac Diny Pimenty






W muzeum są wystawiane prace miejscowych artystów. Trafiliśmy akurat na ekspozycję „Linii, pomysłów dla zmysłów” Diny Pimenty, absolwentki Pintura pelo Instituto Superior de Artes Plasticas da Madeira w Funchalu – miejscowej ASP. Za osiągnięcia na polu artystycznym Dinę Pimento nagrodzono między innymi medalem de Merito da Uniao Europeia (za zasługi dla Unii Europejskiej). Jej obrazy przykuwają uwagę charakterystycznymi motywami owiec, niegdyś symbolami Madery…













W księdze pamiątkowej zostawiliśmy swój skromny ślad.


6. Rua de Santa Maria

Funchal z Sao Tiago

Uliczkami Zona Velha

Najstarszą częścią Funchalu jest dzielnica Zona Velha. Jej osią Rua de Santa Maria. Niegdyś dzielnica portowej biedoty odzyskała świetność po odnowieniu kamienic i sprowadzeniu artystów, którzy pokryli frontowe drzwi obrazami baśniowych postaci albo współczesnymi motywami trącającymi niekiedy Warholem, Picassem, Dalim...








Mały Książe

Baśniowe motywy

Rua Portao de Sao Tiago

Uliczki Zona Velha przekształciły się w jedną wielką restaurację. Zwiedzając je, przeciskaliśmy się między rozstawionymi stolikami, krzesłami, mijaliśmy kelnerów i namolnych naganiaczy… Po kilkunastu głośnych zachętach człowiek traci apetyt i zapomina o pragnieniu. Byle tylko wydostać się na swobodniejszą przestrzeń, albo zanurzyć się w chłodne wnętrza kaplic. Oddech odzyskujesz podczas mozolnego podejścia pod Rua Portao de Sao Tiago obok twierdzy Sao Tiago z XVI wieku.

Stary port pod Sao Tiago

Zona Velha

W klimacie międzywojennej bohemy


Nie odnalazłem wzmianki o roli tej warowni podczas najazdu francuskich piratów Bertranda de Motluca na Funchal. Być może jeszcze wtedy nie istniała, albo była w powijakach. Dzisiaj twierdzę zamieniono w muzeum sztuki współczesnej. Z jej wieżyczek i tarasów można oglądać panoramę portu, mariny i bogatszych dzielnic miasta. Nad portem góruje w pewnej odległości najbardziej wytworny hotel Reid’s Palace otwarty przez ród Reidów pod koniec XIX wieku. Do jego starej części dobudowano nową, której piętra z apartamentami i tarasami schodzą łagodnie nad ocean. Snobistyczna Tea time kosztuje kilkadziesiąt euro i wymaga od delikwenta manier, ścisłego stosowania się do dress code’u, nie mówiąc o wyprzedzającej rezerwacji miejsc. Wszystko po to, by otrzeć się o celebrytów, wypić filiżankę herbaty z poczuciem bywałości w wielkim świecie, przegryźć fatalne angielskie wypieki…

Kolejką z Funchalu na Monte

Nie zaliczyliśmy podniebnego zwiedzania Funchalu kolejką linową. Podobno warto, jeśli dopisze pogoda. Z nią jednak nikt nie wygrywa. Chmury potrafią zasłonić panoramę miasta podczas krótkiego przejazdu gondolami najpierw do ogrodu botanicznego, a potem do ogrodu egzotycznego w Monte.

Funchal z ogrodu botanicznego

Wszystkie parki i ogrody Funchalu są warte obejrzenia. Bogactwo flory urzeka. W końcu jesteśmy tutaj pod zwrotnikiem Raka.

7. Prestiżowe centrum Funchalu

Fado na ulicach Funchalu

Wszystko może być sztuką

Staromiejskie klimaty

Właściwe centrum Funchalu skupia się w granicach wyznaczonych przez: Rotunda do Infante, Rua de Carrara, Rua de Janeiro i nabrzeże portowe. Jest dostojne. Zaznaczone piętnem kolonialnej architektury. 








Ratusz Funchalu

Tu skupiają się muzea, teatry, urzędy, banki, ekskluzywne butiki i sklepy z biżuterią… Tędy przemierzają uczestnicy procesji, imprez kulturalnych, święta kwiatów (zawsze dwa tygodnie po Świętach Wielkanocnych)… Podczas naszego pobytu w Teatrze Miejskim (Teatro Municipal Baltazar Dias) przy Rua da Alfandega i w hotelu Reidów trwał kolejny festiwal filmów niezależnych; na placu przed ratuszem Camara Municipal do Funchal z XIX wieku i przed kościołem jezuitów Igreja de Sáo Joáo Evangelista z XVII wieku ustawiano potężną instalację na święto kwiatów…

Chwilami więc pomnikowi bohaterowie wydają się puszczać oko do przechodniów...

Na ulicach stoi wiele pomników. Maderczycy uwielbiają jednak, by upamiętnione postacie zachowywały ludzkie proporcje i wtapiały się uliczny sztafaż. Chwilami więc pomnikowi bohaterowie wydają się puszczać oko do przechodniów...

Fortaleza do Pico

Monte Carlo

Zachęceni pogodą wspięliśmy się stromymi schodami na taras widokowy jezuickiego kościoła. Stary Funchal z tej wysokości imponuje. Fotografowaliśmy twierdzę Fortaleza do Pico z XVII wieku osadzoną na wyniosłej skale; hotel Monte Carlo (powiało hazardem); dachy starego miasta, spomiędzy których wystawały korony egotycznych drzew…


Dachy Funchalu

Maderski dachowiec

Egzotyka starówki
W Funchalu ciągle coś się dzieje. Jednakże maderskie akcenty zanikają w atmosferze wszechobecnego kosmopolityzmu. Miasto liczące nieco ponad 100 tysięcy mieszkańców musi wytrzymać napór kilku milionów turystów rocznie. Na ulicach językowi portugalskiemu towarzyszą rozmowy prowadzone po niemiecku, angielsku, francusku, hiszpańsku... Słyszeliśmy też wielu Skandynawów…


Angielska pogoda nad Funchalem

Tubylcy siłą rzeczy stali się wielojęzyczni. Jak to znoszą?… Odniosłem wrażenie, iż niewiele brakuje do protestów, jakie wybuchły w Barcelonie. Nie wszyscy korzystają z turystycznego boomu…

Ogrody Funchalu

Mimo to mieszkańców Madery cechuje osobliwe poczucie humoru. Lotnisko w Santa Cruz nosiło niegdyś imię świętej Katarzyny (Santa Catarina Aeroporto). Dzisiaj to lotnisko Cristiano Ronaldo, Maderczyka z Funchalu, ponoć najlepszego piłkarza na świecie i w całej Portugalii (ponoć, bo w polskiej głowie jest miejsce tylko dla jednej gwiazdy – Roberta Lewandowskiego).  Ów dystans mieszkańców Madery do historycznych symboli i nazw świadczy o tym, że chyba nie przywiązują się do tradycji i nie rozpamiętują przeszłości. Wolą żyć chwilą, wynosząc rodzimych bohaterów uosabiających ich własne marzenia i namiętności na piedestały, póki ci pławią się w chwale.

Ilhas Desertas

Powodem do dumy mieszkańców Madery są też foki mniszki zamieszkujące na Ilhas Desertas przekształconych na ścisły rezerwat przyrody. Wyspy nie nadają się do zamieszkania, za to są wdzięcznym obiektem badań naukowych. Narodzonym fokom Maderczycy nadają imiona w drodze internetowego plebiscytu. Najmłodszą fokę w stadzie obdarzono ostatnio imieniem Facebook. Czy to kładzie się cieniem na jej losach? Rodzime stado z pewnością woła na nią inaczej.

8. Pałasze i banany

W przewodnikach po Maderze poświęca się sporo miejsca miejscowym kulinariom, kusząc nazwami, smakami, zapachami, nastrojem...
Sam wyznaję zasadę:
- Chcesz poznać okolice, które zwiedzasz, jedz to samo co tubylcy, w miejscach, w których głównie oni przesiadują.
To się sprawdza.

Atlantyk i uprawy bananów

Na Maderze zaskoczyły mnie banany. W niczym nie przypominają bananów z korporacyjnych plantacji południowej i środkowej Ameryki dopasowanych do zunifikowanych gustów europejskiego „smakosza”. Są małe, nietrwałe, niewymiarowe, nie trzymają zwyczajowych kształtów i kolorów… Za to smakują... Po prostu niebo w gębie!

Najdogodniej kupować je na wiejskich targowiskach. Nie dość że najlepsze, to jeszcze zostawisz gotówkę ludziom, którzy na nią najbardziej zasłużyli. Wiele z tych bananów dojrzewa na poletkach, do których trzeba się wspinać.

"Równiny" Madery

Tutaj zresztą tubylcy mają wszędzie pod górkę. Milion lat erozji nie spłaszczyło jeszcze górskiego krajobrazu. To co Maderczycy nazywają płaskowyżem, w istocie przypomina nasze Góry Świętokrzyskie albo Pieniny. Deniwelacje sięgają stu, dwustu metrów. Jaki to więc płaskowyż w centralnej części wyspy?

Łowcy espadas

Jadłem też espada com banana. To filet z pałasza, ryby żyjącej na głębokości około jednego kilometra. Dzień pałasz przesypia nad dnem. Noc spędza na polowaniu bliżej powierzchni oceanu. Maderczycy łowią czarne pałasze charakterystyczne dla Atlantyku, Japończycy natomiast – podobne pałasze ogoniaste, bardziej jednak kosmopolityczne. Pałasze wyciągane z wody już nie żyją. Nie wytrzymują gwałtownego spadku ciśnienia. Ich skóra jest niejadalna.

Pałasz z bananami to królewskie danie. Wymaga od kucharza polotu. Pozbawiony skóry delikatny filet, skropiony sokiem z cytryny, zabejcowany oliwą z oliwek doprawioną rozgniecionym czosnkiem, odstawiony do lodówki na godzinę lub dłużej, obtoczony panierką z roztrzepanego jajka z mąką, smaży się w oliwie z oliwek na niezbyt ostrym ogniu. Pod koniec dokłada się miejscowe banany, które przez krótką chwilę podsmaża się na maśle. Filet posypuje się grubą solą, pieprzem, oregano, innymi przyprawami – subtelnie, by podkreślić smak ryby). Reszta dodatków z sosem z marakui – według finezji kucharza. Kucharz z Vila Gale w Santa Cruz ma dar finezji!

Nic lepszego nie jadłem podczas całego pobytu na Maderze. Jeśli więc wrócę na wyspę, dołożę wszelkich starań, by powtórzyć tę ucztę.

Póki co po powrocie do Warszawy próbuję zastępować pałasza polędwicą z dorsza (drugiej ulubionej przez Maderczyków ryby, chociaż sprowadzanej ze Skandynawii).

Kelnerka była zdziwiona, gdy ograniczyliśmy zamówienie do dania głównego, miejscowych deserów i pochy (lub ponchy) z białego rumu, soku z marakui, syropu trzcinowego, dodatku cytryny… Zgodnie z zasadą:
- Smakuj powoli, z namysłem. Nie żądaj wszystkiego, bo zgubisz najwłaściwsze doznania.
Kiedy wyjaśniliśmy naszą „wstrzemięźliwość, kelnerka nabrała do nas sympatii.

Późniejsze propozycje pałasza serwowanego na fakultatywnych wycieczkach autokarowych okazały się nieporozumieniem. Szykując ryby właściciele restauracji usiłowali podać je równocześnie kilkudziesięciu klientom. Przygotowane zawczasu porcje dogrzewali w kuchenkach mikrofalowych albo w podgrzewaczach – z opłakanym skutkiem.

Chcąc więc zjeść espada com banana, trzeba poświęcić czas. Pałasz wymaga od cooka subtelnych zabiegów a od nas jedynie cierpliwego czekania. Komu śpieszno, niech biegnie do McDonalda, KFC lub innych korporacyjnych instytucji masowego żywienia, gdzie dostanie to, na co zasłużył.

9. Przewodnicy

Przewodników dzielę (to się potwierdza) na dwie zasadnicze grupy: tych którzy mówią, co wiedzą, i tych, którzy wiedzą, co mówią. Tych pierwszych jest nadmiar. Brak wiedzy nadrabiają słowotokiem – uchodzącym w ich mniemaniu za substytut erudycji i elokwencji. Z marnym skutkiem niestety.

Kto zgubił rzeźby z Wysp Wielkanocnych?

Podczas pierwszej wycieczki, słysząc pięćdziesiąty raz, że „schodzimy w dół”, albo setny, że właśnie „zjeżdżamy w dół”, zacząłem się zastanawiać, dlaczego nasz przewodnik używa tych oczywistych pleonazmów. Czyżby odczuwał potrzebę podkreślenia, że Maderczycy w przeciwieństwie do Polaków zwykli zjeżdżać pod górę, a na szczyty schodzić? A może odkrył na wyspie prawo odwrotnego ciążenia?... Potem zostałem dobity rozważaniami na temat różnic semantycznych między portugalskimi pojęciami „strumyczek”, „strumyk”, „potoczek”, „potok”, „rzeczka”, „rzeka”… Na koniec „odkryłem” piękno bananowego poletka na rzekomych włościach Władysława III Warneńczyka, który zginął z rąk tureckich pod Warną w 1444 roku i… osiadł był rzekomo na Maderze pod przydomkiem Henryk Niemiec... Łażąc pod liśćmi bananowców, czułem się jak Ekwadorczyk, któremu pokazywano zagony kartofli i pola kukurydzy w charakterze najważniejszych atrakcji Mazowsza…

Brama do Świętego Wawrzyńca

Drugą wycieczkę poprowadziła natomiast Olga Drak, przedstawicielka tej kompetentnej mniejszości wśród przewodników. Zamieniła wycieczkę, mimo kiepskiej pogody, w przyjemność. Została nagrodzona brawami. Jeśli więc musicie korzystać z fakultatywnej oferty Itaki, żądajcie, aby przewodnikiem była Olga Drak.

Szkoda, że musi realizować wymyślony odgórnie program. W tym programie nie uwzględniono potrzeb pasjonatów fotografii krajobrazowej i przyrodniczej. Na oglądanie fotogenicznych miejsc mieliśmy raptem kwadrans, czasem pół godziny… Musieliśmy improwizować, strzelając serie zdjęć na zasadzie, że a nuż któreś okaże się niebanalne… Było naprawdę ciężko. Światło na Maderze jest ostre a kontrasty nie na możliwości amatorskich zautomatyzowanych kompaktów.

10. Madera w kalejdoskopie

Wycieczki zbiorowe mają to do siebie, że Maderę oglądamy tylko przez szybę autokaru. Podczas krótkich przerw wszyscy ulegamy psychozie, by nie przegapić ustalonej godziny odjazdu. Dobrze, gdy trafi się kompetentny przewodnik ze znajomością rzeczy. W przeciwnym razie pozostanie wrażenie towarzyszące konsumpcji lodów przez okno wystawowe. Jeśli więc ktoś chce poznać wyspę wszystkimi dostępnymi zmysłami, niech wynajmie środek transportu i opracuje własne trasy, przeznaczając dość czasu na odczuwanie chwili (bez pośpiechu i konieczności nadrabiania uciekających minut). Albo chociaż niech polega na wycieczkach samochodami terenowymi, korzystając z usług lokalnych przewodników, którzy nie muszą realizować sztywnych programów.

A można było popływać...

Nasi znajomi z Vila Gale zwierzyli się poniewczasie, że wspólnie z innymi wynajęli taksówkę. Kierowca, miłośnik swojej małej ojczyzny, pokazał miejsca, do których żaden zaprogramowany przewodnik nie doprowadzi.

Jeśli więc jeszcze kiedyś wrócę na Maderę, bogatszy o doświadczenia wstępnego rozpoznania okolic, postaram się nie popełnić własnych błędów i nie pojadę na przykład na półwysep świętego Wawrzyńca autokarem. Wybiorę lokalny autobus do ostatniego postoju i pójdę o świcie skalnym szlakiem do najdalej wysuniętego na wschód zakątka Madery… To jedna z najbardziej spektakularnych tras…

Szlakiem Świętego Wawrzyńca

Nie mam pomysłu na podsumowanie swoich wrażeń z obu wycieczek autokarowych Itaki. Niech więc przemówią zdjęcia i doraźne komentarze obok.

Funchal z ogrodu botanicznego

Latem 2016 roku Maderę nawiedziły katastrofalne pożary lasu. Przyczyną bezpośrednią była anomalia pogodowa, wskutek której wyspę nawiedziły nieustannie wiejące znad Sahary wiatry, fala niespotykanych upałów i brak opadów. Przyczyną pośrednią okazała się niekorzystna zmiana składu gatunkowego wyspiarskich lasów. Sprowadzone z Australii eukaliptusy zawładnęły okolicznymi górami. Liczące 4 miliony lat prehistoryczne lasy wawrzynowe (laurisilva), pamiętające epokę geologicznego powstawania wyspy, które zostały w ogromnym stopniu wytrzebione przez Portugalczyków zasiedlających bezludną Maderę od 1419 roku, nie były podatne na ogień z powodu zdolności pobierania wody z opadów i z wilgotnego powietrza oraz odprowadzania jej nadmiaru wprost do gleby przez system korzeniowy drzew. Zastąpienie wawrzynowców eukaliptusami sprowadziło zagrożenie pożarowe. Kora eukaliptusów przypominająca suche szmaty rozwieszone na pniach i liście wydzielające olejki eteryczne to idealne paliwo dla rozprzestrzeniającego się ognia. Podczas pożarów w 2016 roku przez około 10 procent powierzchni wyspy przetoczyła się ogniowa burza, zasypując samo Funchal gradem zapalających bomb. Dostało się też ogrodowi botanicznemu, w którym zgromadzono przeszło 2 tysiące egzotycznych okazów flory ze wszystkich kontynentów. Wiele palm i drzew zostało osmalonych. Ciekawe to, że gospodarze nie zdecydowali się wyciąć poszkodowanych okazów, dając im szansę regeneracji.

Drzewa z brazylijskiego interioru

Widoki Funchalu z ogrodu botanicznego zachwycają. To skutek mariażu zabudowy miejskiej z egzotycznym tłem podzwrotnikowej roślinności.

Funchal z ogrodu botanicznego

Mozaika ogrodu botanicznego

Egzotyka ogrodu botanicznego w Funchalu

Atlantyk ze szklanego podestu nad klifem

Madera obfituje w punkty widokowe. Najpiękniejsze krajobrazy fotografuje się z zachodnich klifów w złotej godzinie zachodzącego słońca. Niestety nie doświadczyłem tych chwil… To akurat zdjęcia z klifu tuż za Funchalem… Spadając człowiek miałby trochę czasu na przemyślenie swojej przeszłości…

Widok z klifu na zachód od Funchalu

Przełęcz Encumeada

Przełęcz Encumeada była jednym z niewielu miejsc, którymi mieszkańcy płaskowyżu lub północnych wybrzeży Madery mogli przedostać się do portów na południu wyspy. Od samego patrzenia na pokręcone serpentyny lokalnej drogi można doznać zawrotów głowy i bólu w kolanach. Ileż wysiłku wymagało przeprowadzenie szlaków przez tutejsze góry i doliny o spadzistych zboczach. W wielu miejscach podjazd jest możliwy tylko na pierwszym biegu. 

Atlantyk z przełęczy Encumeada

Encumeada

Wszędzie pod górę

Cała niedostępność Madery


Jaskinie lawowe

Wyrzeźbione przez lawę jaskinie w Sao Vincente nie są może tak atrakcyjne jak jaskinie krasowe, lecz dają do myślenia o potędze sił, które wypiętrzyły Maderę z morskiego dna zalegającego na głębokości 5 kilometrów. Mierząc od tego poziomu odniesienia wysokość Pico do Aeereiro, musielibyśmy zaliczyć wyspę do jednego z najwyższych pasm górskich na ziemi. Wulkany zamarły około 900 tysięcy lat temu, lecz ślady ich górotwórczej aktywności są nadal widoczne. Najbardziej chyba na półwyspie świętego Wawrzyńca.








Fale i skały magmowe

Atlantyk i Madera – ten mariaż musi zaowocować estetyczną ucztą.














Okno pustelnika

Lewady pod okapem laurisilva i brodaczków

Lewady to system nawadniania Madery wykorzystujący naturalne zdolności lasów wawrzynowych i skał pod nimi do gromadzenia i stopniowego uwalniania wody pobieranej z opadów i wilgotnego powietrza. Łączna długość tych przemyślnych kanałów na wyspie przekroczyła 2 tysiące kilometrów. Stanowią system lokalnego zaopatrzenia w wodę utrzymywany przez władze autonomii w ciągłej gotowości do działania. Lewady stanowią pewną analogię rzymskich akweduktów. Wzdłuż kanałów poprowadzono najciekawsze piesze szlaki turystyczne laurisilvy.

Angielskie klimaty




Strumień laurisilvy


O niezwykłej czystości tutejszego powietrza świadczą brody porostów zwisających z gałęzi drzew. To brodaczki. Spotykam je nad Łyną w Lesie Warmińskim i w ostojach puszczy napiwodzko-ramuckiej, ale o takich okazach jak na Maderze mogę tylko pomarzyć.






Laurisilva skażona eukaliptusami
Święty Wawrzyniec

Stałem wstrząśnięty acz niezmieszany widokiem tej niezwykłej formacji geologicznej zanurzonej w Atlantyku. Gdybym widział ją wcześniej, a nie w porze, podczas której na szlak i brzegi wyległy tysiące turystów, zapewne zrobiłbym wszystko, by dotrzeć tu o wschodzie słońca…








Jak oddać wrażenia krajobrazu zalanego światłem prażącego słońca i spowitego zamglonym powietrzem?... Chyba tylko obrazem, który jednak nie zatrzymał powiewu wiatru, zapachu morskiej wody, rozgrzanej gleby, pustynnej roślinności, śpiewu wszechobecnych ptaków…

Saharyjska oaza


Cóż… Adeus Madeira! Do następnego razu.

Ilhas Desertas ze Świętego Wawrzyńca

Flora dla ogrodników



 Fauna Madery

Mewa

Gołąbek Madery

Koteczek miejski

Koteczek parkowy

Rybitwa

Rybitwy wszędzie jednakie













10 komentarzy:

  1. Piotrze - PRZEPIĘKNE !!!
    I opisy
    I zdjęcia.
    A tak prawdę mówiąc - minąłeś się z powołaniem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaśby tam, Krysiu. Wracam właśnie do studenckich czasów, kiedy byłem dosyć aktywny literacko :-).

      Usuń
  2. Przeczytałam z zainteresowaniem,tym bardziej,ze kołata się juz od dłuzszego czasu pomysł na Maderę.Oczywiście bez biura podrózy z tych powodów,o których pisałeś. Gratuluję wycieczki, pięknych zdjęć, przeżytych smaków i zapachów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Polecam. Było jakoś tak... wygodnie... Tutaj nie ma dokuczliwych insektów. Małgosia twierdzi, że użarł ją tylko 1 (słownie jeden) komar.

      Usuń
  3. PIekne widoki, niestety mnie tam jeszcze nie było. I przeglądajac już same fotografię zaczynam żałować.

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie szukam pomysłu na wakacje i pod uwagą mam właśnie Maderę albo Wyspy Zielonego Przylądka... więc być może i mi w tym roku uda się podziwiać jej piękno :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto. Zwłaszcza zwiedzając na własną rękę.

      Usuń
  5. tyle czytania, tyle oglądania i nie doczekałem się zdjęć pięknych dziewcząt na plaży ... ;)

    OdpowiedzUsuń