Prowadź swój pług przez kości umarłych Olgi
Tokarczuk nie czyta się lekko, łatwo i przyjemnie. Nawet ten pług w konwencji nieco kryminalnej niesie w sobie przesłanie, by przestać czynić ten świat sobie
poddanym.
Bóg tak wcale nie chciał, jak głosi polski kościół.
Święty Franciszek
z Asyżu, patron ekologii, nakazywał traktować wszelkie stworzenia jak braci
mniejszych.
Fotografując zwierzęta w naturze, przestałem praktycznie jeść
mięso. Bo kiedy „mięso” patrzy prosto w oczy, zaczynasz odczuwać niepokój. To
nie głupie zwierzę, lecz istota żywa, wyposażona w duszę, ubogacona empatią,
emocjami, inteligencją. Słabsza od człowieka tylko dlatego, że nie wykształciła
chwytnych dłoni, krtani przysposobionej do mówienia, nie wytworzyła pokrętnej
logiki, nie rozwinęła hipokryzji na niespotykaną skalę.
Dalej nie recenzuję. Olga Tokarczuk sama sobie
recenzentką. Wyraża to, co sam myślę od lat, tylko że celniej, dosadniej. Książka
zachwyca tym bardziej, że jej akcja dzieje się w mojej ukochanej Kotlinie
Kłodzkiej. Miejscu… magicznym.
Ot pierwsza perełka:
„W Czechach jest zupełnie inaczej. Tam ludzie
potrafią spokojnie dyskutować i nikt z nikim się nie kłóci. Nawet gdyby chcieli,
nie mogliby, bo ich język nie nadaje się do kłótni.”
Pomyślałem, że z powodu naszego języka żaden
polski pisarz nie napisałby Dzielnego wojaka Szwejka. Za to każdy jest w
stanie napisać Dziady albo Kordiana. W głowach nam tylko
martyrologia, mesjanizm i niczym nieusprawiedliwione poczucie wyższości nad
Żydami i kolorowymi, pomieszane z czołobitnością przed innymi nacjami zachodu.
Ot druga perełka – przeniesienie świętości na
ambony myśliwskie.
„Popatrzcie, jak funkcjonują ambony. To jest
zło, trzeba ten fakt nazwać po imieniu: przemyślne, perfidne i wyrafinowane zło
– trzeba budować paśniki, sypać tam świeże jabłka i pszenicę, wabić Zwierzęta,
a kiedy się już oswoją i przyzwyczają, strzelić im z ukrycia, z ambony w głowę
(…).
Chciałabym znać pismo Zwierząt (…), znaki, którymi można by było pisać dla
nich ostrzeżenia: „Nie podchodźcie tam.” To jedzenie niesie śmierć. Trzymajcie
się z dala od ambon, nie wygłoszą do was żadnej ewangelii, nie dostaniecie tam
dobrego słowa, nie obiecają wam zbawienia po śmierci, nie zlitują się nad waszą
biedną duszą, bo duszy nie macie. Nie zobaczą w was bliskich sobie, nie
pobłogosławią was.
Duszę ma najpodlejszy zbrodniarz, lecz nie ty, piękna Sarno,
ani ty, Dziku, ani ty, dzika Gęsi, ani ty Świnio, ani ty, Psie. Zabijanie stało
się bezkarne. A ponieważ stało się bezkarne, to nikt go już nie zauważa. Gdy
przechodzicie koło wystaw sklepowych, na których wiszą czerwone połcie
poćwiartowanego ciała, to myślicie, że co to jest? Nie zastanawiacie się,
prawda? Albo, gdy zamawiacie szaszłyk czy kotlet – to co dostajecie? Nic w tym
strasznego.
Zbrodnia została uznana za coś normalnego, stała się czynnością
codzienną. Wszyscy ją popełniają. Tak właśnie wyglądałby świat, gdyby obozy
koncentracyjne stały się normą. Nikt by nie widział w nich nic złego.”
Oto trzecia perełka – oswojenie masowej
eksterminacji życia nie jest właściwą postawą wobec świata przyrody.
„Człowiek ma wobec Zwierząt wielki obowiązek –
pomóc im przeżyć życie, a tym oswojonym – odwzajemnić ich miłość i czułość, bo
one nam dają o wiele więcej, niż od nas dostają. I trzeba, żeby one przeżyły
swoje życie godnie, żeby wypełniły swoje Rachunki i w karmicznym indeksie
zaliczyły ten semestr – byłem Zwierzęciem, żyłem i jadłem; pasłam się na
zielonych pastwiskach, rodziłam Młode, grzałam je swoim ciałem; budowałem gniazda,
spełniłem, co do mnie należało.
Kiedy się je zabija, a one umierają w Lęku i
Grozie, jak ten Dzik, którego ciało leżało wczoraj pode mną, i wciąż tam leży,
poniżone, ubłocone i oklejone krwią, zamienione w padlinę – wtedy skazuje się
je na piekło i cały świat zamienia się w piekło. Czy ludzie tego nie widzą? Czy
ich rozum jest w stanie wyjść poza małe, samolubne przyjemności?
Obowiązkiem ludzi wobec Zwierząt jest
doprowadzenie ich – w kolejnych życiach – do Uwolnienia. Wszyscy idziemy w tym
samym kierunku, od zdeterminowania do wolności, od rytuału do wolnego wyboru.”
Pomyślałem po tej lekturze, że gdyby ludzie byli
naprawdę wierzący i gdyby wierzyli w dodatku w reinkarnację w duchu hinduizmu i
buddyzmu, przeraziliby się skutkami własnej egoistycznej egzystencji, która
doprowadziła ekosferę Ziemi na skraj totalnej zagłady.
W ciągu kilku tysiącleci zrobiliśmy dokładnie
to samo, co wybuch supernowej, wielkie wylewy lawy na Syberii i Półwyspie
Indyjskim, co uderzenie bolidu w Jukatan i Morze Karaibskie, czy zespolenie się
wszystkich kontynentów w Pangeę, któremu towarzyszył zanik szelfów. Nie dziwi już wysyp filmów w rodzaju Matrixa. Czyżbyśmy oswajali się z grozą, która nadchodzi?
To zaledwie jedna warstwa tej niezwykłej
książki. Dającej intelektualnego kopa i przyswajalnej także przez ludzi
zagonionych w korporacyjnym kieracie. Nasz minister od kultury też dałby radę
przeczytać i się… zdziwić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz