Na scenie świata |
Alegoria widoku Wszechświata - krajobraz Śniardw |
Pod jedną z
zasygnalizowanych na FB publikacji Gazety, opatrzonej znamiennym tytułem „Fizyka jest dziś o wiele
bliżej uznania istnienia Boga jako aktywnego elementu obiektywnej
rzeczywistości”, napisałem, że Wittgenstein skwitowałby
stwierdzenia nielicznych noblistów nawiązujących do boskiego pierwiastka w
powstaniu życia i Wszechświata jednym logicznym ośmieszającym zdaniem. Kto zacz
ten Wittgenstein - proponuję przewertować Internet. W końcu oświecenie wymaga
wysiłku, a dorobku niektórych myślicieli nie da się streścić efektownymi bon
motami. W każdym razie jeśli czegoś nie wiemy, nie przywołujmy niebiańskiego
bytu, tylko zbadajmy, dlaczego nie wiemy. Nikt przecież 400 lat wcześniej nie dostrzegał
heliocentrycznej budowy Układu Słonecznego, 120 lat temu nie przewidywał
ogólnej teorii względności, fizyki kwantowej albo teorii chaosu, tak jak nikt
do niedawna nie sądził, że życie niekoniecznie musi narodzić się w chwili
powstania komórki – ostatnie odkrycia świadczą o tym, że życie pojawia się z
chwilą powstania samoorganizujących się związków chemicznych. Mamy wciąż zbyt
dużo do wyjaśnienia, w jakiej rzeczywistości egzystujemy, zanim nabędziemy
pewności co do boskiej/nieboskiej ingerencji w powstanie życia i Wszechświata.
Wszystko zasługą słońca |
Kilka dni później trafiła mi w ręce książka Andrzeja Dragana „Kwantechizm 2.0 czyli klatka na ludzi” i utwierdziła w przekonaniu, że poglądy bogobojnych noblistów kupy się nie trzymają. To druga pozycja, którą nabyłem ostatnio drogą kupna w ciągu ostatnich kilku dni. Ta pierwsza, zarekomendowana przez portal Urania, to wykłady pod wspólnym tytułem „Wstęp do Astrofizyki” Bradleya W. Carrolla i Dale’a A. Otilie’a, przez które przedzieram się niczym przepełniony emocjami sztubak w kajaku przez szlaki polskich rzek i jezior.
Symetria |
Kwantechizm traktujący o najważniejszych problemach współczesnej fizyki czyta się niczym książkę przygodową. Napisany językiem dostępnym przeciętnemu maturzyście, dorównującym prostotą i komunikatywnością językowi Dalajlamy, jest wolny od matematycznych wzorów, pleonazmów, oksymoronów, „świętych” objawień. Dragan operuje słowami niczym Stephen Hawking – logicznie, oszczędnie a mimo to osobiście. Kwantechizm naśladuje w pewnym sensie dowcipną biografię Richarda Feynmana autorstwa Ralpha Leightona zatytułowaną „Pan raczy żartować, panie Feynman”.
W Kwantechizmie uderza jedno stwierdzenie Dragana:
- W przeciwieństwie do matematyków fizycy nie udowadniają czegokolwiek.
Można by powiedzieć, że fizyka jest nauką, w której na podstawie poczynionych obserwacji formułuje się teorie objaśniające otaczający nas Wszechświat. Potem te teorie weryfikuje się kolejnymi obserwacjami. Jeśli fizycy wykryją choć jedno zjawisko podważające teorię, ta traci walor uniwersalnego opisu rzeczywistości. Wtedy zaczynają szukać nowej teorii zgodnie z zasadą:
- Myślę więc wątpię w to, co większość uznaje za oczywiste.
Dzieło fraktalne krzyżaka łąkowego |
Tego rodzaju rewolucji w postrzeganiu otaczającego świata ludzkość doznała zaledwie kilku. Pierwszą zwieńczające udokumentowane dokonania antycznych Greków osiągnięcie Kopernika, podważone przez Tycho de Brache, który dysponował dokładniejszymi obserwacjami ruchu planet, potwierdzone jednak i uściślone przez Keplera korzystającego z obserwacji tegoż Tycho de Brache i genialnie rozwinięte przez Newtona.
300 lat później kolejne jednoczesne rewolucje:
- szczególna teoria względności, której fundamentem okazało się spostrzeżenie Galileusza o ruchu względnym w inercjalnych układach odniesienia i Minkowskiego o ruchu jako geometrycznym obrocie przestrzeni; a po szczególnej teorii jej rozwinięcie – ogólna teoria względności;
- mechanika kwantowa jako reakcja na nie dające się wcześniej wyjaśnić zjawiska falowe w skali mikrokosmosu.
Następne pokolenie przeprowadziło kolejną ważką rewolucję, formułując teorię chaosu, która do powszechnego języka wprowadziła pojęcia fraktali, bifurkacji, atraktorów… i stała się narzędziem modelowania nieliniowych zjawisk w naukach ścisłych i stosowanych, w telefonii komórkowej, szeroko pojętej sztuce, grafice komputerowej i innych komercyjnych aspektach życia doczesnego.
Teraz stajemy u progu najnowszej rewolucji wznieconej oplątaniem całego dostępnego nam świata internetową pajęczyną, która stanowi fundament i środowisko rodzącej się sztucznej inteligencji. Konsekwencji tego wybuchu technologicznego już nie potrafimy ani przewidzieć, ani zrozumieć, ani sobie nawet wyobrazić. W głowie wykluwa się natrętna myśl:
- Jesteśmy formą przejściową, wielkim zbiorowiskiem „nagich małp” (Dragan za Desmondem Morrisem), które posiadły umiejętność twórczego przekształcania własnego świata w nieuświadomionym (obiektywnie niezależnym od naszej woli) celu – obdarzenia materii nieorganicznej świadomym życiem.
To się już dzieje. Wystarczy spojrzeć na inteligentne drony walczące w Ukrainie albo na ewoluujące samoprogramujące się wirusy w internetowej przestrzeni, które bez naszego udziału modyfikują procedury i programy komputerowe. Upowszechnienie komputerów kwantowych skończy ludzką dominację na ziemskim padole. Nie zdołamy się do tego przystosować.
Andrzej Dragan i Artur Ekert, obydwaj zajmujący się kwantową kryptografią, po prostu to czują.
Ja to sobie mgliście uzmysłowiłem, pisząc „W matni”, powieść science-fiction, której wydanie nie doszło do skutku, bo Krajowa Agencja Wydawnicza nie przezwyciężyła deficytu papieru drukarskiego tuż po wprowadzeniu stanu wojennego. Na nic podpisana umowa z wydawnictwem.
Wtedy takie poglądy wydawały się bzdurne mimo pojawienia się pierwszych komodorów i atari a niebawem i pierwszych pecetów. Po upływie dwóch pokoleń od niedoszłego do skutku debiutu literackiego wiele „nagich małp” już się temu nie dziwi.
W świetle publikacji Caltechu (Pasadena, Kalifornia, USA), pobranej ze strony: https://www.focus.pl/artykul/jak-szybko-podrozuja-mysli-szybkosc-mozgu 2025.01.02, omawiającej wyniki pomiarów szybkości przetwarzania informacji przez wyodrębnione struktury ludzkiego mózgu:
- ogromnej, dostarczanej przez zmysły;
- znikomej (10 bitów na sekundę), gdy dochodzi do podejmowania decyzji;
nie jesteśmy przystosowani do świadomego przetwarzania śmietnika, którym raczymy się, scrollując wszystko, co się wyświetla na ekranach komputerów i smartfonów czy urządzeń powszechnego użytku. Skoro tak, to jak mamy się mierzyć ze sztuczną inteligencją, która na dodatek tendencyjnie podrzuca tematy do oglądania po analizie naszej aktywności w necie?
Kwantechizm to w istocie manifest wyobraźni skierowany do ludzi myślących, a więc wątpiących w „oczywiste oczywistości”. I to mnie w tej książce zauroczyło najbardziej.
Nie streszczę Kwantechizmu. W końcu nie wszystkich myślicieli należy kwitować efektownymi bon motami, z których bez kontekstu niewiele wynika.
Jakbym odkrywał świat na nowo... |
O „Wstępie do Astrofizyki” natomiast wkrótce. Po przebrnięciu przez prawie 1100 stron konkretnego tekstu. Ta trzykilogramowa książka pozwala mi wrócić do szkolnych fascynacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz