Przeczytałem Terra Nulla Wojciecha Altmajera
Pomnikowa sosna nad Łabunami Dużymi |
Wygląda
na to, że będę do tej książki wracał. Opowiada o świecie, którego ślady zamierzchłej
świetności odczytuję, wędrując między enklawą średniowiecznego osadnictwa wokół
Butryn i Bałdy a jeziorem Dłużek – w połaci puszczy napiwodzko-ramuckiej, skrywającej
w swoim wnętrzu dwa równoległe ciągi leśnych jezior.
Ten
bliżej enklawy biegnie na południe od Bałdy Pieca i malowniczej poręby, która
graniczy z torfowiskiem wypełniającym dolinę, obejmując kilka bezodpływowych
akwenów o brzegach z bujnego torfowca i żurawiny.
Uroczysko Wojtkowizna nad Łabunami Dużymi |
Na
północ od poręby leżą jeziora Łowne Duże i Małe będące źródłem bobrowej strugi,
która przepłynąwszy przez dzikie komysze i pełną uroku polanę w miejscu
nieistniejącego już rynnowego jeziora, przez miejscowych przezywaną "pachy", wpada do Jeziora Łajskiego – to szlak bobrów.
Drugi
sznur jezior leży bliżej Dłużka. Wiąże go okresowo zanikający strumień, którego
początkiem jest Wiercibaba, podmokłe uroczysko przy północnej części
jeziora. Stąd płynie na południe przez Łabuny Duże i Małe, wpada do Jeziora
Czarnego w Czarnym Piecu. Ze wsi wypływa już jako rzeczka Czarna, dopływ rzeki Omulew, przemierzając za szosą do Szczytna tajemnicze uroczyska.
Jest
to ten fragment puszczy napiwodzko-ramuckiej, w którym nie uświadczysz
wyraźnych punktów orientacyjnych. Sieć leśnych dróg, duktów, przecinek zwodzi.
Przez wiele lat chodziłem nimi, polegając na intuicji, lecz nieraz zdarzało mi
się pobłądzić i wychodzić nie tam, gdzie zamierzałem. Zamiast kilku godzin
spaceru zaliczałem cały dzień mitręgi, bo skręciłem nie tam, gdzie trzeba,
wpakowałem się na torfowiska albo na uginający się brzeg zanikających jeziorek...
Dzięki temu miałem okazję oglądać dziki, jelenie, wilki, czarne bociany…, także
przedstawicieli najbardziej egzotycznych gatunków zwierząt, egzotycznych bo
zagrożonych wyginięciem.
Lata
świetlne temu, zbłądziwszy na pogranicze dorzecza Łyny i dorzecza Omulwi,
gdzieś w okolicy jeziora Dłużek, odkryłem zdumiewający kamienny krąg pod
starymi sosnami i dębami. W jego pobliżu miałem przyjemność oglądać rysia
śpiącego na konarze dębu. Jedna z jego łap zwisała z konaru... Do czasu tamtego
spotkania myślałem, że takie obrazy są możliwe tylko na afrykańskim safari.
Dzisiaj po lekturze Terra Nulla Wojciecha Altmajera zaczynam rozumieć, że ta przedziwna okolica tak już ma. Błądząc po lesie, zaczynasz odczuwać dziwne pomieszanie reality z virtuality. W stanie znużenia zmysły, oprócz rzeczy i zjawisk dotykalnych, dających się zracjonalizować, chwytają pewien nastrój, który sprawia, że postrzegasz las jako siedlisko efemerycznych postaci i miejsce zdarzeń podobnych tym wracającym w snach. Niewytłumaczalnych i niejasnych.
Drogą nad leśne jeziora |
Do
owego kamiennego kręgu nigdy potem nie udało mi się wrócić. Mimo wielu prób.
Wtedy nie było GPS, by odczytać położenie miejsca. Nie miałem też aparatu
fotograficznego. Chodziłem po tych okolicach dla samych wrażeń. Spacer był
celem samym w sobie. Puszcza fascynowała, działała na
wyobraźnię…
Z
kolei widok przypadkowo napotkanych żelbetowych bunkrów i zabliźnionych przez
przyrodę rowów przeciwczołgowych uzmysławiał, że całkiem niedawno działy się
tutaj sprawy niepojęte, ujawniające tę ponurą stronę ludzkiej natury.
Lubię
wracać w te okolice. Ów tajemny kąt zaczyna się zaraz za Bałdami i aleją
biskupią, przy której co roku jest organizowany kiermas warmiński. Przekroczywszy
linię lasu, zanurzam się w odmienny świat.
Nawet strywializowany przez gospodarkę leśną, zglajszachtowany myśliwską infrastrukturą, nie traci swojego mistycznego nastroju. Zwłaszcza o świcie lub w porze zachodzącego słońca, gdy Potrymp do spółki z Perkunasem zaczyna zdobić krajobraz mgłą, światłem złotej godziny, a Iszwamrato pospołu z Wurskaito prowokują wszystkich chodzących i latających mieszkańców do ożywionych leśnych dyskusji.
W mateczniku bobrów |
Nawet strywializowany przez gospodarkę leśną, zglajszachtowany myśliwską infrastrukturą, nie traci swojego mistycznego nastroju. Zwłaszcza o świcie lub w porze zachodzącego słońca, gdy Potrymp do spółki z Perkunasem zaczyna zdobić krajobraz mgłą, światłem złotej godziny, a Iszwamrato pospołu z Wurskaito prowokują wszystkich chodzących i latających mieszkańców do ożywionych leśnych dyskusji.
Jezioro
Łabuny Duże otacza wyjątkowa aura. Przechadzając się jego północnym brzegiem,
podczas słonecznego dnia, odczuwam specyficzny komfort. Stąd nie chce się
wracać. Próbuję odgadywać przyczynę, lecz za każdym razem znajduję inną.
Widok malowniczych czap mchu wzdłuż drogi, pod pniami starych sosen i brzóz rosnących na brzegu i na gruncie z jasnego piasku, refleksy światła na zmarszczkach fal, łagodnie opadające dno, trzciny, rdestnice, pojedyncze liście grążeli, przejrzysta toń… Wszystkie te szczegóły tworzą obraz nasycony nie dającym się do końca uświadomić nastrojem.
Widok malowniczych czap mchu wzdłuż drogi, pod pniami starych sosen i brzóz rosnących na brzegu i na gruncie z jasnego piasku, refleksy światła na zmarszczkach fal, łagodnie opadające dno, trzciny, rdestnice, pojedyncze liście grążeli, przejrzysta toń… Wszystkie te szczegóły tworzą obraz nasycony nie dającym się do końca uświadomić nastrojem.
Jeśli w owo tło wpadnie bielik, rybołów,
jastrząb… jeśli jeszcze wzdłuż brzegu przepłynie bóbr albo wydra; z lasu
wyjdzie jeleń, sarna, lis i podejdzie do wody… gdy przez niebo popłyną jasne
chmury…
Rybołów nad Łabunami Dużymi |
Korzystam z
każdej okazji, by tu zajrzeć, wyprawiając się nad Dłużek albo nad Czarną i
Omulew. Dla nastroju miejsca, zwłaszcza wczesnym rankiem, gdy słońce
zaczyna oświetlać zamgloną przestrzeń i złocić las zachodniego i południowego
brzegu.
Któregoś
świtu trafiłem na biwak wędkarski rozłożony w zatoce przy cyplu. W świetle
wstającego słońca grupa wędkarzy łowiących ryby z brzegu, prowizorycznych kładek,
pontonów przypominała średniowieczne plemię. Niektórzy z nich stali po pas w
wodzie odziani w wodery, przeczesując toń błystkami spinningów...
Jakbym
przeniósł się w czasie. Czy tak wyglądali Prusowie albo pierwsi postglacjalni
nomadzi? Atawizm obrazu urzekł i pobudził wyobraźnię.
Terra Nulla wiele tłumaczy, skąd owe przedziwne
skojarzenia. Wojciech Altmajer zdaje się czuć las inaczej niż większość
z nas, przede wszystkim czuć świadomie. Gdym zwierzał się ze swojej kajakowej świętojańskiej wycieczki ku źródłom Łyny, przyznał, że tę samą noc spędził nad Łyną w
Lesie Warmińskim, czuwając pod świerkiem nad szemrzącą w dole wodą. Wtedy zobaczył
łosia, który szedł nieśpiesznie rzeką, napawając się misterium świtu. Na pytanie,
dlaczego nie fotografował (miałem w pamięci jego dokonania fotograficzne z lat siedemdziesiątych
i osiemdziesiątych), odparł:
- Przecież
nie po to tam chodzę.
Ot, cały Autor.
Południowy brzeg Łabunów Dużych |
To jedno zdanie wydobyło z pamięci wspomnienie obozowania nad Czarną Hańczą w czerwcową noc oświetloną przez księżyc w pełni. Cienie i srebrzyste smugi wokół, rzeka tonąca w czerni doliny pod skarpą, z której osunął się potężny dąb, zanurzając w toni konary obsypane czerwcową zielenią listowia... Koledzy dawno już spali w namiotach, a ja siedziałem przy niewielkim ognisku, nie mogąc oderwać oczu od ciemnej ściany lasu, gwiazd, księżyca, srebrnej poświaty, zwierząt pasących się na granicy polany... uszu od melodyjnego plusku Czarnej Hańczy i kwilenia ptaków, pokrzykiwania puszczyków i sówek... nozdrzy od zapachu suwalskich sosen, ziół, tataraku i wody... W ten sposób doczekałem wchodu słońca i niezwykłej pieśni mężczyzny przemierzającego furmanką niewidoczną z obozowiska drogę w lesie... Pływałem właśnie po to.
Tarlisko |
Swoją drogą ostatni łoś utonął w Łynie w 1860 r. Od tamtej pory władze Prus Wschodnich usiłowały chronić resztki swoich królewskich lasów. Dopiero jednak po II wojnie światowej populacja zwierząt zaczyna odzyskiwać swoją różnorodność gatunkową i genetyczną. Również dzięki ochronie roztaczanej przez sponiewierane publicznie „imperium łańskie”.
Łoś w Łynie. W noc świętojańską. To tak, jakby czas zakreślił magiczny krąg.
Tarlisko |
Łabuny
oglądane z południowego brzegu nie wywołują już takiego wrażenia. Może dlatego,
że granica między wodą a piaszczystym brzegiem przesuwa się o wiele metrów w
zależności od poziomu jeziornej tafli. Żadne drzewo nie wytrzyma przesuszania i
zalewania systemu korzeniowego. Żadne wodorosty nie zagoszczą w tym miejscu na
stałe. Płycizna ciągnie się od ściany lasu wiele metrów w głąb jeziora…
Łabuny Małe |
Kawa czy herbata? |
Obydwa jeziora łączą głębokie rowy, dające ujście wodom roztopowym. Od lat suche. Wiercibaba od dawna nie oddaje nadmiaru wody do otoczenia.
Za
Łabunami Małymi pojawia się Jezioro Czarne. Najpierw pokazuje wąską i płytką
zatoczkę, gdy schodzę z wysoko uniesionej drogi, potem, już ze ścieżki wzdłuż
zachodniego brzegu, coraz większą taflę wciśniętą w leśne brzegi i dobiegającą
do zabudowań Czarnego Pieca, dawniej siedliska smolarzy z XVIII wieku.
Jezioro Czarne |
Jezioro Czarne |
Zrbiłeś mi kolejną ogromną przyjemność, ponieważ w latach 1991 - 1999 spędzałem nad Łabunami ogrom czasu. Bywałem tam po kilkadzisiąt razy w roku. Potem utonęło tam w dziwnych okolicznościach czterech o ile pamiętam Pułkowników, czy po prostu czterech ludzi. Widziałem Ich na łódce, a kilka dni później dowiedziałem się, że utonęli. Jakoś nie mogłem przemóc się i od lat nie wracam nad to jezioro. Nie mniej jednak wiążą się z nim wyjątkowe wspomnienia. Rzeczywiście wyjątkowo urocze miejsce.
OdpowiedzUsuńW wojtkowiźnie, z dala od wody, ktoś wbił kamienny słup, pod którymś znajduję wypalone znicze. Myślałem, że ktoś po śmierci miał takie życzenie, a to być może ma związek z wypadkiem, o którym napisałeś. A tak poza tym jakoś nie wyobrażam sobie utonięcia w Łabunach. Tu nie ma nic zdradliwego.
UsuńDziękujemy, Piotrusiu - dziękujemy... <3
Usuń:-)
UsuńPiękna opowieść, za którą bardzo dziękuję. W ostępach spędzam każdą moją wolną chwilę. Wśród drzew znajduję tyle skarbów i sekretów. Mimo, że jestem tam od 20 lat trzy razy w tygodniu z moim turystami z Zakątka Mazurskiego GIM, to nigdy nie poczułam znużenia. Na mnie te lasy działają magicznie. Nie czuję tam strachu, mimo, że wędruję tam poza sezonem często samotnie. Nieraz się tam zagubiłam, ale dzięki temu odkrywałam kolejne fascynujące miejsca. Czym by było samo chodzenie , bez znajomości historii tych miejsc. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńJa również dziękuję za wizytę na moim blogu. Pozdrawiam serdecznie. Piotrek.
Usuń