Wpadła mi w ręce niecodzienna książka „Drawings + paintings” Iwony Altmajer –album grafik i obrazów malarskich. Praktycznie samych portretów i
autoportretów. Wszystkie przykuwają uwagę. Niepokoją. W twarzach widać egzystencjalną niepewność. Możliwe, iż
przenoszę na nie projekcję własnych obaw wywołanych barbarzyńskim traktowaniem
Ziemi przez najbardziej brutalny i egocentryczny gatunek...
Lśnienie |
Nie zamierzam wypisywać się o albumie. Słowa nie
zastąpią obrazu. Zresztą nie znam się na sztuce i nie próbuję nawet udawać
zainteresowania nią. Marian Mokwa, malarz marynista, z którym lata świetlne
wcześniej przeprowadziłem wywiad, nie oczekiwał ode mnie profesjonalnego
przygotowania. Powiedział coś, co mi zapadło w pamięć: - Nie musisz znać się na
sztuce. To nie wiedza. To sfera emocji. Jeśli coś nie budzi odzewu, nie warto
się tym zajmować. Ci, którzy epatują wiedzą o sztuce, używając wyszukanych
słów, zawiłych sformułowań, teorii, hipotez, są zwykle pozbawieni naturalnej
wrażliwości…
No więc (rzekomo nie zaczyna się zdań od więc),
album Iwony wywarł wrażenie. Zaciekawił. Przemówił do wyobraźni. W końcu
pozwolił wniknąć w świat jej doznań. Odważyła się spojrzeć we własne oczy i w
oczy innych, by wyrazić obrazem to, co myśli o ludziach. A myśli niebanalnie.
Przez życie wędrujemy samotnie |
Na koniec o albumie słowami Alfonso Santaria,
associate professor of Aix-Marsellle Universite:
„Her works
are noted their psychological penetration, and for their often discomforting
perception of the relationship between artist and model”.
Czy tylko dyskomfort przyczyną emanującego z obrazów egzystencjalnego niepokoju? Nie będę silił się na odpowiedź. Kto natknie się na
album, znajdzie własną interpretację. Nie gorszą od mojej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz